Wygięty krzyż. Cz. 3 – Ukryta ręka w Watykanie – Piers Compton

Broken Cross 3 – The Hidden Hand in the Vatican: Piers Compton (1983): Wygięty krzyż; Rozdział 3  Ukryta ręka w Watykanie.Tłum. Ola Gordon

Ukryta ręka w Watykanie

Rozdział 3 

Jestem pewien, że gdy na Soborze wymówiono rytualne słowa “Omnes Exeunt” (wszyscy wyjść), tym, który nie posłuchał był diabeł.

On jest zawsze tam, gdzie triumfuje chaos, żeby podburzać i na tym skorzystać.”

Kardynał Pericle Felici, sekretarz generalny Soboru

Krzyż Jana Pawła II_mojpapiez.plZ naprawdę niesamowi- tym przeczuciem rodzą- cym się z zaufania, tajne stowarzyszenia od dawna zdecydowały o tym, jak będą wywoływać zmiany w naukach i charakterze Kościoła Katolickiego, a ostatecznie jego upadek.

Ponad sto lat temu uznali, że polityka infiltracji, przez którą ich ludzie wchodzili do najwyższych miejsc w strukturze kościelnej, odniosła sukces, i teraz mogli określać charakter kolejnego etapu do zrealizowania.

Przemawiając jako jeden z arcyspiskowców, który miał “wiedzę”, Giuseppe Mazzini (1805-72) powiedział:

“Za naszych czasów ludzkość opuści papieża i odwoła się do Rady Generalnej Kościoła”.

Mazzini nie był uodporniony na dramat przewidywanej sytuacji, i mówił o “papieskim Cezarze” opłakiwanym jako ofiara przeznaczona na poświęcenie i o realizowanym końcu.

Podobnym tonem wypowiedział się Pierre Virion, który napisał w Mystere d’Iniquité [Misterium nieprawości]:

“Oczekuje się poświęcenia, co oznacza uroczysty akt pokuty …. Papiestwo upadnie. Upadnie pod świętym nożem, który przygotują Ojcowie ostatniego Soboru”.

Były kanonik-prawnik, Roca, którego odsutanniono za herezję, był bardziej wyraźny.

“Trzeba opracować nowy dogmat, nową religię, nową służbę, i nowe rytuały, które bardzo przypominają te poddającego się Kościoła”.

I Roca nie tylko wyrażał nadzieję, ale opisywał sam proces.

“Boski kult reżyserował liturgię, ceremoniał, rytuał i przepisy Rzyms- kiego Kościoła Katolickiego wkrótce przejdzie transformację na Światowym Soborze”.

Pewnego wieczoru na początku 1959 r., kiedy był papieżem przez zaledwie trzy miesiące, Jan XXIII spacerował w ogrodach watykańskich.

Jego powolne i uciążliwe przechadzki pod dębami i kasztanami, gdzie Pius IX jeździł na swoim białym mule, nagle zostały przerwane tym, co nazywał impulsem Opatrzności Bożej, rezolucją, która dotarła do niego z poza, i którego znaczenie rozpoznał. Sobór – prawie tchnął te słowa – zwoła Sobór Kościoła.

Później powiedział, że pomysł ten nie przyszedł do niego przez jakieś objawie nie Ducha Świętego, lecz na skutek rozmowy z kard. Tardini, ówczesnym se- kretarzem stanu, pod koniec minionego roku.

  • Ich rozmowa dotyczyła tego, co można zrobić, żeby pokazać światu przyk- ład uniwersalnego pokoju.
  • Ale było jeszcze pewne zamieszanie co do pochodzenia tej myśli, gdyż pa- pież Jan później powiedział, że wpadł na to sam, żeby wpuścić do Kościoła trochę świeżego powietrza.

W przeszłości, Sobory zwoływano w celu rozwiązywania jakiegoś kryzysu w Kościele, jakiegoś palącego problemu, który zagrażał rozłamem lub wprowa- dzać w błąd opinię publiczną.

Ale nie było takiego problemu, dotyczącego doktryny lub dyscypliny, wymaga jącego odpowiedzi w pierwszej połowie 1959 roku. Kościół egzekwował swoje tradycyjne składki lojalności, zaniedbania, lub antagonizmu. Wydawało się, że nie było konieczności zwoływania Soboru.

  • Dlaczego wrzucać kamień do spokojnej wody, która, prędzej czy później będzie musiała być zmącona przez oczywistą konieczność?

Ale 25 stycznia, papież Jan ogłosił swój zamiar Kolegium Kardynalskiemu, a odpowiedź jaką wywołało to w świeckim świecie wkrótce pokazała wyraźnie, że to nie miał być zwykły Sobór.

Plan ten powitano z takim samym stopniem wyjątkowego rozgłosu, który zaz- naczył wybór Jana XXIII. Zrobiono to tak, jakby była to kwestia chwili, nie tylko do świata nie-katolickiego, ale i tych, którzy zawsze byli zdecydowanie przeciwni papieskim twierdzeniom, dogmatom i praktykom.

  • Ale niewielu dziwiło się temu nagłemu pokazowi zainteresowania ze stro- ny agnostyków;
  • a jeszcze mniej podejrzewało ukryty motyw.
  • A jeśli udało się przedrzeć cichemu głosowi wyrażającemu wątpliwości, szybko został uciszony w czasie przygotowań do pierwszej sesji Soboru.

Trwały one dwa lata, i w tym czasie sporządzano projekty, lub schematy, de- kretów i konstytucji, które mogą być uznane za warte zmiany.

  • Każdy uczestnik Soboru, który miał składać się z biskupów z każdego za- kątka katolickiego świata, któremu ma przewodniczyć papież lub jego legat, może głosować za przyjęciem lub odrzuceniem omawianej sprawy;
  • każdego z nich poproszono o przesłanie listy tematów do dyskusji.

Kilka dni przed rozpoczęciem Synodu, okazało się, że organy za niego odpo- wiedzialne, zapewniono, że większy rozgłos niż zwykle nadany będzie głównie sprawom katolicyzmu.

  • Naprzeciwko Bazyliki św. Piotra zorganizowano znacznie powiększone biuro prasowe.
  • Jego otwarciu przewodniczył kard. Cicognani, pobłogosławił je, i zajęli je dżentelmeni z prasy.
  • Wśród nich była zadziwiająca liczba ateistycznych komunistów, którzy przybyli, jak myśliwi, spodziewający się być świadkami odstrzału.
  • Sowiecka Literaturnaja Gazieta, która nigdy wcześniej nie miała przedsta wiciela na żadnych religijnych zgromadzeniach, podjęła zadziwiający krok, przysyłając specjalnego korespondenta w osobie pewnego M Mched- lowa, który przetarł sobie drogę do Rzymu wyrażając najszczerszy podziw dla papieża.
  • Byli tam również dwaj inni Rosjanie, jeden w osobie reportera sowieckiej agencji Tass,
  • oraz drugi z moskiewskiego czasopisma Komunista.
  • Kolejnym prominentnym członkiem bolszewickiego klanu był M Adjubej, który, poza tym, że był redaktorem Izwiestii, był również zięciem sowiec kiego premiera, Chruszczowa.
  • Otrzymał gorące powitanie ze strony dobrego papieża Jana, który zaprosił go na specjalną audiencję do Watykanu. Wiadomość o obiecującym przy- jęciu go wysłano do Chruszczowa, który od razu postanowił wysłać papie- żowi życzenia urodzinowe 25 listopada.

Nieznana liczba Włochów, kiedy ochłonęli ze zdziwienia widząc przyjazne stosunki głowy Kościoła z jego wrogami, postanowili przy najbliższej okazji zagłosować za komunizmem.

To postanowienie zostało wzmocnione, kiedy organ Włoskiej Partii Komu- nistycznej, Propaganda, pomógł powiększyć chór uwielbienia wobec zbli- żającego się Soboru.

  • Takie wydarzenie, powiedział, można by porównać z otwarciem Zgroma dzenia Narodowego, podnoszącego kurtynę dla rewolucji francuskiej w 1789 roku.
  • Poruszając dalej ten temat, gazeta porównała Bastylię (która upadła w tym samym roku) z Watykanem, który miał się zatrząść od samych fundamentów.
  • Większe poparcie lewicy nadeszło od Jacquesa Mitteranda, mistrza Francuskiego Wielkiego Wschodu, który wiedział, że już mógł chwalić papieża Jana i w ogóle skutki Soboru.
  • Wśród rosyjskich prawosławnych obserwatorów był młody biskup Niko dem, który, mimo zachowywania ściśle religijnej postawy, miał najwyraź niej swobodę przekraczania w obie strony żelaznej kurtyny.
  • Dwaj inni biskupi z jego części świata, jeden Czech i jeden Węgier, dołączy li do niego
  • i kard. Tisseranta na tajnym spotkaniu, które odbyło się w miejscowości w pobliżu Metz, na krótko przed pierwszym posiedzeniem Soboru.

Należy zapamiętać nieco zacienioną postać Nikodema, gdyż pojawia się na dalszych stronach tej książki.

Teraz wiemy, że Rosjanie podyktowali własne warunki za “zasiadanie” na Soborze. Zamierzali wykorzystać je jako sposób poszerzenia swoich wpływów w świecie zachodnim, gdzie komunizm był potępiony 35 razy przez Piusa XI, i co najmniej 123 razy przez jego następcę, Piusa XII.

  • Papieże Jan i Paweł VI mieli zrobić to samo, ale każdy z nich, jak się okaże, z przymrużeniem oka.

W interesie Rosjan było to, żeby wyciszyć Bulle Ekskomuniki, wydane przeciw ko katolikom, którzy dołączyli do Partii Komunistycznej, oraz, żeby nie było następnych ataków na marksizm podczas Soboru. Spełniono oba te życzenia Kremla.

Sobór rozpoczął się 11 listopada 1962 roku, uczestnikami jego było 2.350 biskupów, w tym 60 z krajów kontrolowanych przez Rosjan.

Tworzyli imponującą procesję, o największej gamie mitr widzianych w na- szych czasach, kiedy ich nosiciele przechodzili przez wykonane z brązu drzwi Bazyliki św. Piotra;

  • strażnicy Wiary, obrońcy tradycji, w ​​marszu; ludzie asertywni, pewni swoich stanowisk, dlatego byli zdolni wzbudzać zarówno zaufanie, jak i sprzeciw… Przynajmniej tak to wyglądało.

Mało kto z tych, którzy ich oglądali, mogli przypuszczać, że wielu z tych po- ważnych i wielebnych Ojców, zgodnie z zasadami Kościoła, którego szaty nosili, i na którego wezwanie się zeszli, powinno być ekskomunikowanych i wyklętych. Sama sugestia byłaby wyśmiana.

2. Po zakończeniu preliminariów, uczestnicy Soboru mogli pytać, dyskuto- wać, i naradzać się, kiedy spotykali się w różnych barach kawowych, które otwarto, a przez zgromadzonych przechodził już bardziej stonowany i ref- leksyjny nastrój, inny od tego, którym wielu powitało zwołanie Soboru.

W niektórych przypadkach było to prawie rozczarowanie.

  • To nie była tylko kwestia języka, choć oczywiście mówiło się w wielu z nich.
  • Ale niektórzy z obecnych wydawali się mieć niewielki podkład, nie tylko po łacinie, ale w istocie swojej wiary.

Ich pochodzenie nie było ortodoksyjne, tradycyjnie katolickie; i ci, którzy stanowili część tego pochodzenia, i ci, którzy znali pisma Heideggera i Jean -Paul Sartre’a, mogli wykryć, w wypowiedziach, a nawet przypadkowych uwa- gach zbyt wielu prałatów, niejasności i brak autorytetu cechującego ludzi, którzy są produktem nowoczesnej myśli.

  • Co więcej, niektórzy mówili, że nie wierzyli w Przeistoczenie, a więc i nie w Mszę.
  • Ale mocno trwali w pysze życia Nietzschego, i deifikacji ludzkiego rozumu, odrzucając ideę Absolutu, i koncepcji stworzenia.
  • Jeden biskup z Ameryki Łacińskiej wyraził zdziwienie mówiąc łagodnie, że wielu jego kolegów prałatów “wydaje się, że stracili wiarę”.
  • Inny był szczerze przerażony odkryciem, że niektórzy, z którymi rozma- wiał, i którzy tymczasowo odłożyli na bok swoje mitry, gardzili każdą wzmianką o Trójcy i Dziewiczym Narodzeniu.

Ich wychowanie nie miało nic wspólnego z filozofii tomistyczną, i jeden wete- ran Kurii, zahartowany twardością rzymskiego chodnika, nie docenił pracy Ojców soborowych, podsumowując ich jako “dwa tysiące nicponiów”.

  • Wśród gorzko rozczarowanych byli tacy, którzy powiedzieli, że oni tylko pokażą się na tydzień lub dwa, a potem wrócą do domu.

Przedstawiciele z Bliskiego Wschodu przypomnieli ostrzeżenie wypowiedzia- ne przez Salaha Bitah, syryjskiego premiera, kiedy po raz pierwszy usłyszał, że zwoływano Sobór. Miał powody, by sądzić, że Sobór był tylko “międzynaro- dowym spiskiem”.

  • Inni poparli to określenie publikując książkę, wręczoną im po wylądowa- niu na lotnisku, w której powiedziano, że Sobór był częścią planu znisz-czenia doktryny i praktyki Kościoła, potem, ostatecznie, samej instytucji.

Wkrótce ustanowiono ogólny ton Soboru, kiedy “nicponie”, lub postępowcy, jak zaczęto ich nazywać, domagali się modernizacji i zmiany wartości w Koś ciele, i dużo mniej aktywnej i znacznie mniej głośnej opozycji, przedstawianej przez tradycjonalistów, lub ortodoksyjnych przeciwników.

  • Różnicę między obu stronami podkreślano na otwarciu pierwszej sesji, kiedy postępowcy wystosowali własne szczególne przesłanie do świata, żeby upewnić się, że Sobór “rozpoczął się prawidłowo”.
  • Papież Jan poszedł dalej oświadczając, że z powodu Soboru prochy św. Piotra były ekscytujące w “mistycznej egzaltacji”.

Ale nie wszyscy jego słuchacze się uśmiechali, a na pewno nie konserwatyści.

Być może już wyczuli klęskę, kiedy patrzyli na niektórych kardynałów,

  • Suenensa,
  • Linarta,
  • Alfrinka,
  • i tak wybitnych teologów jak dominikanin Yves Congar, który pisał dla le- wicowych gazet francuskich;
  • ultraliberała Schillebeeckx, również dominikanina, profesora teologii dog matycznej na Uniwersytecie w Nijmegen;
  • i Marie-Dominique Chenu, którego prace, kiedy powiedział, że “wspaniała analiza Marksa wzbogaca swoją myślą zarówno dziś jak i jutro”, spowo-dowała zmarszczenie brwi na czole Piusa XII;

wszyscy zaciekli w dążeniu do postępu, a nikt zbyt ostrożny w wyborze broni używanej do jego osiągnięcia.

  • Inną z tych wpływowych postaci był Montini, arcybiskup Mediolanu, który sporządził i nadzorował dokumenty odnoszące się do wczesnych etapów Soboru. Jego reputacja rosła z dnia na dzień. Był oczywiście człowiekiem przyszłości.

Milczenie biernej mniejszości, cisza, milczenie przyznania się do porażki na początku, zostało przekazane papieżowi Janowi, który obwiniał za to zains-pirowane przez okazję podziw i powagę.

3. Ta książka nie będzie próbowała podsumować codziennej pracy Soboru.

  • Zamiast tego będzie starała się podkreślić, jak dokładnie Sobór zrealizo- wał cele tych postępowców, liberałów, szpiegów (jakkolwiek ich nie nazwać), który do tego doprowadzili;
  • i mniej skuteczną, mniej zdecydowaną postawę ich przeciwników.

Pierwsza grupa, składająca się w większości z niemieckojęzycznych bisku- pów, od początku była aktywna za kulisami.

  • Mieli audiencje u papieża, i dyskutowali o zmianach w liturgii i innych tematach, o których myśleli.
  • Zmienili przepisy procedury, by odpowiadały ich zasadom,
  • i postarali się o to, by w skład różnych komisji wchodzili ci, którzy wyznają ich poglądy.
  • Zniekształcali, albo tłumili, każdą sprawę, która nie odpowiadała ich celom.
  • Blokowali mianowanie oponentów na każde stanowisko, gdzie ich głosy byłyby słyszalne,
  • odrzucali niesatysfakcjonujące ich rezolucje,
  • i akceptowali dokumenty, na których opierały się ich deliberacje.

Wspierała ich prasa, kontrolowana oczywiście przez te samą siłę, która doda wała paliwa do ognia infiltracji.

  • Poza tym, niemieccy biskupi finansowali własną agencję. I w ten sposób, w raportach docierających do opinii publicznej, lewicujących biskupów po- kazywano jako uczciwych, wspaniałych, o wielkim intelekcie, a tych z przeciwnego obozu jako głupich, słabych, upartych i zacofanych.
  • Ponadto lewica miała za sobą siłę Watykanu, i tygodniowy biuletyn autor- stwa Montiniego, który dyktował sposób rozwiązania debatowanych przez Sobór spraw.
  • Jego uwagi na temat reformy liturgicznej popularyzowała prasa, i akcep-towali ją ci, którzy chcieli zredukować Mszę do poziomu posiłku między przyjaciółmi.

Wspominając tamte dni, zmuszonym się jest do zastanowienia się nad zanied baniem lub słabością, jaką ich tradycyjni lub ortodoksyjni przeciwnicy skonf-rontowali ruchy, które, dla ludzi ich profesji, zagrażały  celowi ich istnienia.

  • Nie byli nieświadomi tego, co było planowane, i co się wtedy działo.
  • Wiedzieli, że silna piąta kolumna, wielu z nich było umitrowanymi człon-  kami hierarchii, pracowali dla upadku zachodniego Kościoła.
  • Ale nie zrobił nic, poza zachowaniem protokołu, i przezwyciężeniem nie- chęci, jaką czuli przez ślepe posłuszeństwo.

To było prawie tak, jakby (mówiąc, że moralność jest po ich stronie) chcieli izlustrować powiedzenie:

“Dobrzy ludzie są słabi i zmęczeni; a nikczemnicy są zdecydowani”.

Czynnikiem, który przyczynił się do rozstrzygnięcia sytuacji był wiek.

  • Większość Ojców Soboru należących do starej tradycyjnej szkoły, była w starszym wieku, a oni teraz, jak kard. Ottaviani, którego imię niegdyś ważne w Kurii, liczyli się niewiele więcej niż prawie pogardzana tylna straż.
  • Nieświadome uznanie tego zostało dokonane przez innego z nich, starego biskupa Dakaru, który potrząsnął głową nad dyktatorską metodą, którą moderniści, nawet na wstępnych etapach Soboru, owładnęli wszystkich przed nimi.

“To było”, powiedział, “zorganizowane przez mistrzowski umysł”.

Ze swojej strony moderniści szczerze pogardzali ​​wszystkm, co było poddawa- ne pod dyskusję przez ortodoksyjne elementy na Soborze.

Kiedy jedną z ich propozycji poddano wstępnej dyskusji, jeden ‘nowoczes- ny’ Ojciec Soboru oświadczył, że ​​ci, którzy przedstawiają ją “zasługują na wystrzał na księżyc”.

Ale mimo to, rosyjscy obserwatorzy, pomimo wczesnych oznak, że Sobór jest gotowy podporządkować się komunistycznej linii, nie byli w pełni zadowo- leni, choć Jan XXIII był chwalony za utrzymanie swojej niezależności, i za nie stanie się królikiem doświadczalnym prawicy.

Ale korespondent Tass żałował obecności zbyt wielu “oczywistych reakcjo-nistów” w zgromadzeniu, uczucie powtórzone przez M. Mchedlowa, który dodał:

“Do tej pory zagorzałym konserwatystom nie udało się być zwycięzcami dnia. Nie udało się im zrobienia z Kościoła narzędzia ich reakcyjnej propagandy”.

4. Między zakończeniem pierwszej sesji Soboru 1 grudnia 1962 r., a otwarciem drugiej 29 września następnego roku, Jan, po długiej chorobie, wyzionął du- cha wieczorem w poniedziałek 3 czerwca 1963 roku;

  • i każda forma reklamy, która w ostatnich tygodniach dostarczała szczegó-łowych relacji o łożu śmierci w Rzymie,
  • ponownie przeszła do działania, by wychwalać człowieka, który wiernie służył celowi, dla którego pozwolono mu objąć tron Piotrowy, i puściła w ruch serię wydarzeń, które były skierowane na realizację, kosztem Kościo- ła, dużej części celów określonych przez tajne stowarzyszenia na przestrze ni wieków.

Prominentny członek spisku, który wspierał Jana XXIII, były doktor Prawa Kanonicznego, Roca, skomentował sucho:

“starego papieża, po złamaniu ciszy i zapoczątkowaniu tradycji wielkiej religijnej  kontrowersji, idzie do grobu”;

podczas gdy ujawniający trybut, który powinien otworzyć oczy każdemu, kto jeszcze znajduje przestępstwo we wzmiance o spisku, został napisany przez Charlesa Riandeya, suwerennego Wielkiego Mistrza tajnych stowarzyszeń, w przedmowie do książki Yvesa Marsaudona [1], ministra stanu Najwyższej Rady francuskich tajnych stowarzyszeń:

“Dla uczczenia pamięci Angelo Roncalli, kapłana, arcybiskupa Messa-maris, nuncjusza apostolskiego w Paryżu, kardynała Kościoła rzyms-kiego, patriarchy Wenecji, papieża o imieniu Jan XXIII, który raczył dać nam swoje błogosławieństwo, zrozumienie i ochronę”.

Druga przedmowa do książki była skierowana do

“jego dostojnego kontynuatora, Jego Świątobliwości Papieża Pawła VI”.

Nigdy przedtem zgon papieża, w osobie Jana XXIII, nie był opisywany tak in- tensywnie.

  • Twardzi reporterzy płakali na wieść o tym.
  • Palce zahartowanych sensacjami publicystów grzebały nad klawiszami maszyny do pisania.

Tylko nieliczni, którzy wiedzieli, co się stało w ciemnym pokoju w Stambule, stali z nie pochylonymi głowami i myślami nie zaśmieconymi przez propagan dę, mówili, że Angelo Roncalli, rzeczywiście, jak mawiali pobożni, “poszedł po swoją nagrodę”.

W kwestii jego następców nigdy nie było poważnych wątpliwości. Zwołanie konklawe było czymś niewiele większym niż formalnością. Te same głosy, które wychwalały Różokrzyżowca Jana XXIII, teraz domagały się Montiniego, Montiniego z Mediolanu. Anglikanie, którzy nie mieli czasu na papieża, zależnego lub nie od polityki, zgodzili się, że odpowiednim człowiekiem był Montini.

  • W rzeczywistości był przygotowany i szkolony na urząd przez papieża Jana, który z Montiniego zrobił swojego pierwszego kardynała,
  • podczas gdy Pius XII zawsze wstrzymywał czerwony kapelusz przed tym, o którym wiedział, że jest pro-komunistą.
  • Montini był jedynym kardynałem nierezydentem, któremu Jan zaoferował mieszkanie w Watykanie, gdzie wymieniali intymne i nieoficjalne rozmo- wy o wynikach, których obaj oczekiwali od Soboru, i papież Jan obsadził Kolegium Kardynalskie w celu zapewnienia, że Montini, jako jego następ- ca, nadal będzie wydawał heretyckie dekrety, które obaj faworyzowali.

Najbardziej porywający protest przeciwko wyborowi wyszedł od Joaquina Saenz Arriaga, doktora filozofii i prawa kanonicznego,

  • który wyczuł niebezpieczeństwo w ​​tym, że duża część wsparcia Montiniego pochodziła od świeckich komentatorów, którzy nie troszczyli się o dobro, lecz upadek Kościoła.
  • O niektórych jego kompetencjach i kwalifikacjach, mówiło się, że były przesadzone, lub fałszywe.

Jednakże, decyzji konklawe, ustanowionej zwyczajowo, nie można było kwes- tionować, i Montini, który przyjął imię Pawła VI, został wybrany 23 czerwca 1963 roku.

5. Giovanni Battista Montini był jednym z tych socjalistów, którzy, choć sami urodzili się w warunkach daleko od skromnych, szybko  poczuwają się ura- żeni z powodu najmniejszego śladu przywileju u innych.

  • Urodził się 26 września 1897 roku, w północnych Włoszech, w wysoko pro- fesjonalnej rodzinie (prawdopodobnie pochodzenia hebrajskiego), która, ponad sto lat wcześniej, została zaakceptowana w annałach rzymskiej szlachty.

Piers Compton III 1

  • Jego ojciec, Giorgi Montini, wybitny chrześci-jański demokrata, z całą pewnością należał do jakiegoś tajnego stowarzyszenia, co częściowo odpowiadało za późniejsze zaangażowanie jego syna.
  • Wykazując wczesne oznaki chęci wejścia do Kościoła, młody Giovanni był takiej delikatnej konstytucji, że pozwolono mu uczyć się w domu zamiast w seminarium, co umożliwiło mu swobodne opracowywanie trendów społecznych i politycznych, które nie należały do tych normalnie edukowanych i zdyscyplinowanych sług Kościoła.
  • W chwili kiedy otrzymał pierwsze regularne mianowanie na kapelana uni- wersyteckiego w Rzymie, był zdecydowanym człowiekiem lewicy.
  • Ale to nie przeszkodziło mu w stałej i niewątpliwej możliwości awansu w konserwatywnej atmosferze, i został watykańskim sekretarzem stanu za pontyfikatu Piusa XII.

Montini od dawna był wielbicielem twórczości filozofa Jacquesa Maritaina, którego system “integralnego humanizmu”, odrzucającego autorytarną i dogmatyczną wiarę na rzecz światowego braterstwa, które obejmowało nie- wierzących, zdobył uznanie Jana XXIII.

  • Człowiek, zgodnie z teorią Maritaina, był zasadniczo dobry, a poglądy uczy niły go mniej wrażliwym na istotną różnicę, istniejącą między zrobioną przez człowieka świeckiego formą istnienia i wymaganiami stawianymi przez wiarę w boską naturę Chrystusa i Kościoła.

Zarówno Maritain jak i Montini odrzucali tradycjonalistyczne poglądy Kościo ła jako jeden ze sposobów osiągnięcia prawdziwej jedności świata. Mogło tak wyglądać w przeszłości, ale teraz zaistniał nowy świat, bardziej wrażliwy i umiejący rozwiązywać problemy społeczne i gospodarcze.

I Montini, którego Maritain traktował jako swojego najbardziej wpływowego ucznia, wypowiadał się za wszystkie ich przekonania, gdy powiedział:

“Nie przejmujcie się dzwonami kościelnymi. Konieczne jest to, żeby kapłani mogli usłyszeć syreny fabryczne, zrozumieć świątynie tech- nologii, w których żyje i rozwija się współczesny świat”.

Istnieje dokument, którego treść, o ile wiem, rzadko, jeśli w ogóle został poda ny do publicznej wiadomości. Pochodzi z 22 września 1944 r., po doniesieniu z 28 sierpnia, i w oparciu o informacje zawarte w dniu 13 lipca tego samego roku.

  • Jest obecnie jednym z zapisów Biura Usług Strategicznych [Office of Stra- tegic Services], które później stało się Centralną Agencją Wywiadu, CIA. [2]

Jest zatytułowany: “Togliatti i Watykan nawiązują pierwszy kontakt”, i do- tyczy planów rewolucji społecznych i gospodarczych, które były wypracowy- wane między Kościołem i jednym z jego najbardziej konsekwentnymi przeciw-nikami, Partią Komunistyczną.

Oto jego treść:

“10 lipca w domu chadeckiego ministra, watykański sekretarz stanu, Monsignor Giovanni Montini, konferował z Togliatti, komunistycznym ministrem bez teki w rządzie Bonomi. Ich rozmowa dotyczyła podstaw, z których wyrosło porozumienie między partiami chadecką i komunis-tyczną.

“Odkąd pojawił się we Włoszech, Togliatti odbył prywatne spotkania z politykami chadeckimi. Kontakty te stanowiły tło polityczne przemó- wień Togliattiego w Teatro Brancaccio w niedzielę 9 lipca i odpowia- dają za ciepłe przyjęcie przemówienia przez prasę katolicką.

“Za pośrednictwem przywódców Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej, Togliatti mógł przekazać Watykanowi, jego wrażenie o opinii Stalina na temat wolności religijnej, jako teraz przyjętej przez komunizm, i o demo- kratycznym charakterze porozumienia między Rosją i państwami sprzy mierzonymi.

Z drugiej strony, Stolica Apostolska dotarła do Togliatti tą samą meto- dą, i przedstawiła swoją opinię w sprawie przyszłego porozumienia z Rosją Sowiecką w kwestii komunizmu we Włoszech, jak również w innych krajach.

“Dyskusja między Montinim i Togliattim była pierwszym bezpośrednim kontaktem między wysokim prałatem w Watykanie i komunistycznym przywódcą.

Po przeanalizowaniu sytuacji, uznali praktyczną możliwość warunko- wego sojuszu między katolikami i komunistami we Włoszech, który po- winien dać trzem stronom (chrześcijańscy demokraci, socjaliści i komu- niści) bezwzględną większość głosów, tym samym umożliwiając im dominację w każdej sytuacji politycznej.

“Plan wstępny sporządzono w celu sformułowania podstaw do zawar- cia  porozumienia pomiędzy partiami chadecką, komunistyczną i socjalistyczną.

Naszkicowali również plan podstawowych założeń do stworzenia praktycznego zrozumienia między Stolicą Apostolską i Rosją, w ich nowych kontaktach”.

Podsumowując, Montini poinformował Togliatti, że antykomunistyczne sta- nowisko Kościoła nie powinno być traktowane jako coś trwałego, oraz, że wielu w Kurii chciało podjąć rozmowy z Kremlem.

Z tych spotkań z wrogiem niezadowolony był Pius XII, który na swojego sekre- tarza stanu patrzył z wrastającą niełaską, a Montini, ze swej strony, szukał szczeliny w zbroi papieża.

  • Znalazł ją w fakcie, że Pius XII dawał lukratywne stanowiska niektórym ze swoich siostrzeńców,
  • a Montini zagrał na całość tymi dowodami papieskiego nepotyzmu, ku uciesze jego socjalistycznych, antyklerykalnych towarzyszy.

Pius zareagował dymisją Montiniego z poufnego stanowiska, i wysłaniem go na północ jako arcybiskupa Mediolanu.

  • Urząd ten sprawował wcześniej, z mocy prawa, kardynał, ale bez czerwo- nego kapelusza, aż do roku 1958, dostał go Montini.
  • Tam miał pełną swobodę grania swoimi sympatiami politycznymi, które przesunęły się wyraźniej w lewo.
  • Niektóre z jego tekstów, który ukazywały się w diecezjalnej gazecie, L’Ita- lia, sprawiły,
  • że kilku z jego kapłanów obawiało się swojego przełożonego, i wkrótce ponad czterdziestu z nich zrezygnowało z jej subskrypcji.
  • Ale ich dezaprobata mało lub wcale nie znaczyła dla Montiniego, który z Maritainem w tle, pozyskał bardziej aktywnego zwolennika swoich ultra-liberalnych poglądów.
  • Był nim Saul David Alinsky, typowy przedstawiciel agitatora, który powo- duje podsycanie głębokiego żalu do środowisk kapitalistycznych, w któ- rych oni zawsze poruszają się ostrożnie, i na których hojności się rozwi- jają.
  • Montini był pod takim wrażeniem marką rewolucyjnego nauczania Alins-ky’ego – był znany jako Apostoł Permanentnej Rewolucji – że obaj spędzili dwa tygodnie razem, w dyskusji na temat jak najlepiej przystosować wyma gania Kościoła do komunistycznych związków.
  • Należy zauważyć, że Alinsky był tak wyjątkowo zadowolony z osobistych relacji, jak ze swoich sponsorów finansowych.
  • Pod koniec rozmów Montini oświadczył, że był zadowolony z nazywania siebie jednym z najlepszych przyjaciół Alinsky’ego, a Jacques Maritain, w nastroju, który pokazywał zmiękczenie procesu, przez który przeszedł jego pogląd filozoficzny, powiedział, że Alinsky był jednym z “kilku naprawdę wielkich ludzi tego stulecia”.

Jednym z bogatych popleczników Alinsky’ego – i też zwolenników walki kla- sowej  – miał kilku, w tym takie dziwne kombinacje, jak fundacja Rockefellera i Kościół Prezbiteriański – był milioner Marshall Field.

Ten ostatni kontakt służył jako dodatkowa pomoc w celu wzmocnienia wize- runku Alinsky’ego w oczach Montiniego, skoro Marshall Field,

  • który wydawał komunistyczną gazetę,
  • sponsorował różne ruchy wywrotowe,
  • i tanecznym krokiem przeszedł przez dwa sądy rozwodowe
  • i trzy małżeństwa,

pozostał wiernym synem Kościoła – poświadczy to jego konto bankowe – i był bliskim przyjacielem biskupa Shiela z Chicago.

Piers Compton III 2

W tym samym czasie Montini nawiązał współ-pracę, na początku tylko biznesową, która niezbyt odległej przyszłości miała daleko idące skutki dla większości Włoch, jak również dla Watykanu.

  • W trakcie zajmowania się skomplikowanymi sprawami finansowymi Kościoła, spotkał mroczną postać, Michele Sindona, który prowadził biuro doradztwa podatkowego (to przynajmniej było częścią jego wielostronnej działalności) w Mediolanie.

Sindona był Sycylijczykiem, ur. w 1917 roku, produktem zróżnicowanego szko lenia jezuickiego, który studiował prawo, kiedy brytyjskie i amerykańskie woj ska dokonały inwazji na wyspie w czasie II wojny światowej.

  • Kolejną plagą, której wojna dała możliwość odnowienia się na Sycylii, była mafia.

Zepchnięta przez Mussoliniego do podziemia, od tego czasu pojawiła się, z przysłowiowym silnym amerykańskim wsparciem i usłużną ręką podaną przez prezydenta Roosevelta, który, praktycznie jak każdy z amerykańskich prezydentów od czasu Waszyngtona (sam Illuminata) był aktywnym zwolen nikiem szerzenia się tajemniczych stowarzyszeń.

  • Jednym z kilku tytułów Roosevelta był Rycerz Pythias, który głosił człon-kostwo stowarzyszenia opartego na mitycznej parze pogan, Damonie i Pythias;
  • podczas gdy był on także nosicielem czerwonego fezu, jako jeden z dostoj- ników starożytnego arabskiego Zakonu  Mistycznego Sanktuarium.

Sindona prosperował na brzydkiej sytuacji wywołanej przez mafię i wojnę.

  • Nabył ciężarówkę, i zapewnił sobie dobre życie handlując drobiazgami i drobnymi niezbędnikami dla wojska.
  • Wątpliwe jest, czy, jak niektórzy mówią, brał udział w dostarczaniu infor macji przeciwko Niemcom, oraz pomagał w sabotażu ich stanowisk.
  • Wkrótce jednak stał się jednym z elementów gangsterskich otaczających amerykańskich dowódców wojskowych, którzy jeździli podarowanym im przez mafię luksusowym samochodem, w zamian za świadczenie usług.
  • Chroniony przez i pod protekcją aliantów, Sindona wkrótce stanął na czele kwitnącego czarnego rynku,
  • a po zakończeniu wojny, idąc szlakiem tych, którzy zaostrzyli sobie apetyt na pieniądze,
  • odwrócił się plecami do ubogiego południa i udał się do Mediolanu, gdzie w arcybiskupie spotkał ulegającego wpływom współpracownika.

Dojście Montiniego do władzy zaznaczyło pojawienie się w Rzymie ludzi, któ- rzy słusznie przerażali bardziej konwencjonalnych gapiów watykańskich ce- remoniałów, a ponieważ charakter rzymski jest zbyt ostry dla prostej hipo- kryzji, bardziej wywąchali

  • stręczycielskich ludzi reklamy,
  • każdego rodzaju pseudo-artystów,
  • pozbawionych sumienia kleryków,
  • i innych bywalców, którzy przybywali na południe i rozbijali swoje meta- foryczne namioty w cieniu kopuły Bazyliki św. Piotra.

Rzym –  mówili krytycy Montiniego –  znowu doświadczył inwazji barba-rzyńców z północy.

Inni mówili, że była to mafia. Nie mylili się zbytnio.

  • Między nowymi przybyszami był Michel Sindona, nie pchający już wózka z towarem, lecz rozparty w lśniącym, prowadzonym przez kierowcę samo- chodzie, i niewątpliwie okiem biznesmena szacował papieskie i cesarskie zabytki.

6. Papież Jan, mówiąc o zwołanym przez siebie Soborze i jego celu, powie-dział:

“Najbardziej niepokoi nas to, że powinno się strzec najświętszego depo- zytu doktryny katolickiej”.

“Kościół nigdy nie powinien odejść ‘od świętego dziedzictwa prawdy otrzymanego od Ojców’”.

Nie było w tym nic dziwnego czy rewolucyjnego. Tak dużo przyjmowano za oczywiste z pokolenia na pokolenie. Ale kiedy rozpoczął się Sobór, papież zmienił melodię, i mówił o Kościele, że nie odczuwa niepokoju z powodu badań starych muzeów lub symboli myśli z przeszłości.

“Żyjemy dla postępu. Musimy coraz bardziej iść do przodu. Życie chrześ-cijańskie nie jest zbiorem dawnych zwyczajów”;

i papież Paweł, niewiele godzin po wyborze, ogłosił zamiar konsolidacji i rea- lizacji Soboru swego poprzednika, i w pewien sposób, jak się przekonamy, po- parł drugie z oświadczeń papieża Jana.

Jeśli chodzi o czytelnika jest, najznakomitszym rezultatem osiągniętym przez Sobór była zmieniona relacja pomiędzy ateistycznym komunizmem i Kościołem, oraz fakt, że dokonano taki zaskakujący zwrot, pokazuje, że Maz zini i jego spiskowcy nie przeliczyli się, gdy wiele lat wcześniej, przyczepili się nadziei śmiertelnego osłabienia Kościoła na Soborze.

  • To ilustruje również metody stosowane przez tych, którzy niezależnie od rangi ich kościelnych tytułów, byli przede wszystkim żyrantami tajnej wiary rewolucyjnej.

Plan dotyczący komunizmu został przychylnie przyjęty przez polskiego kar- dynała Wyszyńskiego, który miał osobiste doświadczenie życia za żelazną kurtyną.

  • Poparło go 600 ojców Soboru, i 460 podpisało petycję z prośbą, że powinno odnowić się potępienie ateistycznego materializmu, który zniewalał część świata.

Jednak gdy opublikowano raport Komisji o Kościele w świecie współczesnym, nie było w nim treści powyższej petycji, a kiedy osoby odpowiedzialne za to domagały się wyjaśnienia, powiedziano im, że przeciwko komunizmowi oddano tylko dwa głosy.

Ale o co, pytali niektórzy zaskoczeni i rozczarowani sygnatariusze, stało się ze znacznie większą liczbą głosów, które poparły petycję.

  • Poinformowano ich, że sprawa nie dotarła do wiadomości wszystkich Ojców Soboru, bo około 500 z nich udało się do Florencji, gdzie odbywały się uroczystości na cześć Dantego.

Nadal nie usatysfakcjonowani, ci, którzy byli w oczywisty sposób wymanew-rowani, naciskali na Jezuitę, Roberta Tucci, wybitnego członek odpowiedniej Komisji o wyjaśnienie.

  • Ich podejrzenia były bezpodstawne, powiedział im.
  • Nie było żadnych negocjacji, żadnej zakulisowej intrygi.
  • To mogło tylko oznaczać, że petycja “wpadła po drodze na czerwone światło”, a więc doszło do jej zatrzymania.
  • Innym wytłumaczeniem było to, że interwencji nie otrzymano w wyzna-czonym terminie, i w ten sposób uciekła niezauważona.

Spór trwał nadal, a dwaj Ojcowie Soboru oświadczyli, że osobiście i na czas dostarczyli podpisaną interwencję do Sekretariatu Generalnego, a kiedy to okazało się prawdą, miało miejsce ustępstwo ze strony tych, którzy do tej pory blokowali potępienie komunizmu.

Do wyjaśnienia sprawy wezwano abp Garonne z Tuluzy, a on potwierdził dos- tarczenie petycji na czas, wraz z zaniedbaniami ze strony tych, którzy powin ni przekazać sprawę członkom Komisji. Niespełnienie przez nich tego wymo gu oznacza, że petycja nie została zbadana. Ale było więcej niespójności nawet ze strony tych, którzy przyznali się do błędu.

  • Arcybiskup powiedział, że przekazano 332 interwencje.
  • Inny cytował liczbę 334,
  • ale to również było sprzeczne z tym co ogłoszono, że łącznie otrzymano ich na czas 297.

Ci którzy chcieli przywrócenia potępienia przez Kościół komunizmu podjęli jeszcze jedną próbę.

  • Była w formie prośby sprawdzenia nazwisk 450 prałatów, którzy podpisali petycję.

Ale nie wyrażono na to zgody. Petycję dołączono do zebranych dokumentów odnoszących się do sprawy, ale ich po prostu nie udostępniono.

  • Tak więc, jak we wszystkich takich sprawach, tradycjonaliści stracili serce.
  • Ich sprawę uciszono, a moderniści, jak zwykle pewni siebie, zwyciężyli.

Ich zwycięstwo, jak również tajnych stowarzyszeń, które manipulowały Sobo- rem, zostały wstępnie zapowiedziane przez kard. Fringsa, jednego z niemiec-kojęzycznych konsorcjów, kiedy powiedział, że każdy atak na komunizm był- by głupi i absurdalny – opinia została powtórzona przez prasę  pod między-narodową kontrolą.

I w tym samym czasie, żeby rzucić światło na daleko idący walkower Kościo- ła na rzecz wroga (który wiele osób, kilka lat temu, oceniłoby jako nie do pomyślenia), Josef kardynał Beran, wygnany arcybiskup Pragi, który wtedy mieszkał w Rzymie, otrzymał wycinek z czechosłowackiej gazety.

  • W nim, jeden z ich wyznawców politycznych chwalił się, że komuniści byli w stanie przeniknąć wszystkie komisje, które kierowały przebiegiem Sobo- ru;  
  • twierdzenie, które było dobrze potwierdzone, gdy taktyki podobne do tych opisanych były używane, z równym powodzeniem, na każdym etapie posiedzeń.

Typowy przypadek miał miejsce podczas debaty na temat zakonów.

Prawicowym mówcom, którzy wcześniej wyrazili swoje zamiary zabrania głosu, nie pozwolono korzystać z mikrofonu. Ale był dostępny dla ich prze- ciwników lewicowych, których nazwiska przekazano dopiero rano. Oburzeni, których wyciszono, domagali się oficjalnego śledztwa. To odrzucono, więc zażądali spotkania z prałatem, który działał wtedy jako moderator, kard. Dopfnerem. Ale był niedostępny, wyjechał na Capri na długi weekend.

Kiedy udało im się rozmawiać z nim, kardynał przeprosił, a potem chłodno poprosił ich by zrezygnowali z prawa wypowiedzi.

  • Oczywiście nie zgodzili się na to, wobec czego kardynał obiecał przeczytać głośno podsumowanie wypowiedzi, które przygotowali.
  • Ale zebrani na sali soborowej nie mogli rozpoznać słyszanej przez nich wersji.
  • Wypowiedzi zostały poważnie skrócone, ich sens pogmatwany, a w nie- których przypadkach, sfałszowany.

Wtedy, zgodnie z zachowaniem ich typu ludzi, poddali się, pokonani własną niemocą, a może zmianami i uporem tych, którzy przybyli na Sobór w okre- ślonych celach i z taktyką, którą powtarzano w kółko przez całą sesję?

Pewnego dnia pod koniec października, uwaga Soboru skupiła się na postaci, która podniosła się by zabrać głos.

ottaviani Piers Compton

Był to Alfredo kard. Ottaviani, jeden z najzdolniejszych człon ków Kurii Rzymskiej, który nosił na sobie poczucie wiel- kich dni Piusa XII –  jedni go szanowali , inni się  go bali lub nie lubili.

Niektórzy kurczyli się od jego wzroku, który, jak mówili jego wrogowie, wyglądał tak ze względu na jego złe oko. Jego spojrzenie rzeczywiście mogło niepokoić, bo urodził się w ubogiej dzielnicy Trastevere, gdzie na chorobę oczu, która szalała nieleczona, cierpiało wielu, a teraz, w wieku siedemdziesięciu paru lat, był prawie ślepy.

Kiedy wstał, postępowcy soborowi wymieniali między sobą znaczące spojrze- nia. Wiedzieli co się stanie. Miał zamiar skrytykować nową formę Mszy, pracę abp Bugniniego (której proponujemy przyjrzeć się nieco bliżej później). Uznana przez postępowców i potępiana przez tradycjonalistów jako fatalna innowacja, przyniosła głębszą przepaść na Soborze niż jakikolwiek inny temat.

W żadnej głowie nie było najmniejszych wątpliwości, po której stronie stanie Ottaviani, a jego pierwsze słowa powiedziały to jasno:

“Czy staramy się wywołać cud, być może skandal wśród chrześcijańs- kiego ludu, wprowadzając zmiany w tak czcigodnym rycie, który praktykowano przez tyle stuleci, teraz tak dobrze znanym?

Obrzęd Mszy świętej nie powinien być traktowany jak kawałek tkaniny dany do przeróbki w zależności od kaprysów każdego pokolenia . . .

Czas wyznaczony dla prelegentów był dziesięć minut. Palec kard. Alfrinka, który kierował obradami, był na dzwonku ostrzegawczym.

Arcybiskup mówił poważnie, a to co miał do powiedzenia wielu się nie podo bało.

  • Minęło dziesięć minut. Zadzwonił dzwonek, a kard. Alfrink dał znak technikowi, który wyłączał mikrofon.

Ottaviani potwierdził to, co się stało, pukając w mikrofon.

  • Następnie, całkowicie upokorzony, pokuśtykał z powrotem na swoje miejsce, posługując się rękami i potykając się o drewno po drodze.
  • Byli tacy wśród Ojców Soboru, który chichotali.

Inni klaskali.

Piers Compton III 3

Na tych stronach nie zamierzałem zajmować się władzą papieską. Lecz trzeba się nią zająć, choć na krótko, gdyż ci którzy jeszcze mogą wątpić w udział tajnego stowa-rzyszenia, i stopień siły który mu dałem, może wskazy- wać na fakt, że jedno z ich najbardziej ekstremalnych twierdzeń – “Papiestwo upadnie”, nie potwierdziło się. Papiestwo istnieje nadal.

Tak, istnieje. Ale to dało miejsce dla ducha kolektywiz- mu, który nigdy nie wydarzyłby się w czasach, kiedy Piotr i jego następcy, na mocy uprawnień nadanych Piotrowi przez Chrystusa, sprawowali najwyższą jurysdykcję nad Kościołem.

Nawet kiedy Sobór jeszcze obradował, wielu z jego członków, pod przywództ- wem biskupa Baltimore, negowało doktrynę papieskiej nieomylności, odno- sząc się szczególnie do wiary i moralności, była bardziej ograniczona niż wie- lu myśli;

  • i podobne ruchy w innych miejscach doprowadziły do zastąpienia  jej nową i niezgrabna definicją –  Episkopalna Kolegialność Biskupów.

Teraz narodziło się takie delegowanie władzy. Biskupi otrzymali większą od- powiedzialność, i po ogólnej akceptacji takiej zmiany, nastąpił odpowiedni spadek papieskiego monopolu władzy.

  • To może być niczym więcej niż pierwszym krokiem w kierunku spełnienia pewnej siebie przechwałki: “Papiestwo upadnie“.

7. Annibale Bugnini, w 1972 roku mianowany Tytularnym Arcybiskupem Dioclentiana przez Pawłą VI, miał wszelkie powody do zadowolenia.

  • Jego trwająca całe życie służba Kościołowi w dziedzinie badań liturgicz- nych i reformy została nagrodzona.
  • Był teraz, jako sekretarz Komisji do wykonania Konstytucji o Liturgii, kluczową postacią w rewolucji, która trwała przez ostatnie trzynaście lat.

Jeszcze przed otwarciem Soboru Watykańskiego II czynił starania by ode- grać decydującą rolę w przyszłości Kościoła,

  • która zależała od Mszy, do której zebrał nowe obrzędy i nowy porządek, “jako znak dalszych postępów w przyszłości”.

Jego praca polegała na reformowaniu ksiąg liturgicznych i przejściu z łaciny na języki narodowe, co miało być osiągnięte prostymi etapami, które nie wy- wołałyby niczego alarmującego wśród nic nie podejrzewających.

  • Nałożenie nowych i innych przepisów dokonywano tak skutecznie, że kard. Villot, jeden z ich głosicieli, mógł stwierdzić, że funkcjonowało już nie mniej niż 150 zmian, po zaledwie 12 miesiącach,
  • natomiast co do przestarzałego zastrzeżenia, że “używanie łaciny będzie zachowywane w łacińskim obrządku”, Mszę już prowadzono w 36 dialek- tach, w patois, a nawet w rodzaju codziennego slangu.

Faktycznie Bugnini, za zgodą Pawła VI, wprowadził do praktyk program Lut- ra, który uważał, że

kiedy zniszczy się Mszę, obali się papiestwo, gdyż papiestwo opiera się na Mszy jak na skale”.

Było prawdą, że ortodoksyjny przeciwnik, Dietrich von Hildebrand, nazwał Bugniniego “złym duchem reformy liturgicznej”.

Ale w głowie arcybiskupa nie było takiego zamiarów.

  • Pewnego dnia w 1975 roku, kiedy opuścił salę konferencyjną, gdzie brał udział w posiedzeniu jednej z komisji, gdzie zabrał głos – zaczął wchodzić po schodach.
  • Nagle zatrzymał się. Jego ręce, w których powinien nieść aktówkę, były puste.
  • Aktówka z licznymi dokumentami została w sali konferencyjnej. Jak nigdy spiesząc się,[…] szybko pobiegł z powrotem i rzucił okiem na stoły i krzesła. Aktówka zniknęła.

Zaraz po zakończeniu spotkania, pewien Dominikanin wszedł do sali by przy- wrócić ją do porządku. Szybko zauważył aktówkę, i otworzył ją w nadziei zna- lezienia nazwiska jej właściciela. odłożył na bok dokumenty dotyczące Komi- sji i natknął się na teczkę z korespondencją.

  • Był pewien, że w listach znajdzie nazwisko adresata –  ale tu Dominikanin złapał oddech – adresatem nie był Jego Wielebność czy Przewielebny Annibale Bugnini, arcybiskup Dioclentiana, lecz Brat Bugnini, a podpisy i nazwy nadawców mówiły, że pochodziły od dygnitarzy tajnych stowarzy- szeń w Rzymie.

Papież Paweł VI, który był, oczywiście, zasmołowany tym samym pędzlem jak Bugnini, natychmiast podjął kroki, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się skan- dalu, i załagodzić konsternację tych postępowców, którzy, nieświadomi pod- stępu, nie mieli zdania innego, niż to dyktowane przez media.

Bugnini należało usunąć, lub przynajmniej zmyć mu głowę.

  • Ale zamiast tego, dla pozoru, został mianowany apostolskim pronuncju- szem w Iranie, było to stanowisko, które wymagało niewiele lub żadnych dyplomatycznych cech, gdyż rząd szacha nie miał czasu na zachodnie religie, i gdzie kapłan, który miał na tyle nieszczęścia, aby zostać tam wygnanym, choć tylko na pewien czas, otrzymał funkcją tak ograniczoną jak jego kwatera, która składała się z ubogich mebli w dwóch pokojach w pustym domu.

Zdemaskowanie Bugniniego poszło krok dalej, kiedy włoski pisarz, Tito Casini, zaniepokojony zmianami w Kościele, ujawnił więcej w The Smoke of Satan [Dym szatana], powieści opublikowanej w kwietniu 1976 roku.

  • Potem pojawiły się spodziewane odmowy i uniki. Źródło watykańskie podało, że powody usunięcia Bugniniego miały pozostać tajemnicą, choć jednak, przyznano, motywy, które o tym zdecydowały były “więcej niż przekonujące”.
  • Le Figaro opublikował, w imieniu Bugniniego, zaprzeczenie o związkach z jakimkolwiek tajnym stowarzyszeniem.
  • Biuro Informacji Katolickiej zaprzeczyło swojej nazwie, przyznając się do całkowitej niewiedzy w tej sprawie.
  • Abp Bugnini więcej niż raz zaprzeczał jakimkolwiek związkom z tajnymi stowarzyszeniami.

Wszystko to wydaje się daremne, ponieważ włoski Register ujawnia, że ​​dołą- czył do jednego z tych towarzystw 23 kwietnia 1963 roku, i że jego zakodowa- ne imię było Buan.

8. W dniu 8 grudnia 1965 roku, papież Paweł stanął naprzeciw zgromadzonych biskupów, podniósł ręce wysoko w powietrze i ogłosił:

“W imię naszego Pana Jezusa Chrystusa, idźcie w pokoju“.

Tak zakończył się II Sobór Watykański, a ci, którzy usłyszeli papieża Pawła dali upust poczuciu zwycięstwa, lub klęski, które wyrosło wśród nich podczas spotkań.

Konserwatyści poczuli się odrzuceni i oburzeni, i zasugerowali kontratak, do którego nigdy nie doszło.

  • Uzgodnili między sobą, że rozwój Kościoła został zatrzymany przez posu- nięcie, które było zarówno niemądre, jak i niepotrzebne.
  • Jeden z ich rzeczników, kard. Siri, mówił o sprzeciwie. “Nie będziemy przestrzegać tych dekretów”,
  • ale dekrety, faktycznie, realizowano, jak papież Paweł obiecał, ku rosną- cemu zdumieniu katolików, dla których Kościół, teraz ofiara nowości i chaosu, stracił swoje poczucie władzy.

Liberałowie lub postępowcy, bezpieczni w doprowadzeniu planów tajnych stowarzyszeń do pomyślnego zakończenia, były rozradowani.

  • Sobór, powiedział szwajcarski teolog, Hans Kung, bardziej niż spełnił marzenia awangardy.

Cały świat religii był teraz przeniknięty jego wpływem, i żaden z uczes-tników Soboru, “nie wróci do domu taki sam jak przybył”. “Ja”, konty-nuował, “nigdy nie spodziewałem się tak wielu śmiałych i wyraźnych oświadczeń biskupów na forum Soboru”.

  • W podobnym duchu, Dominikanin Yves Congar, zawsze lewicowiec, ogło- sił, że dawne niepowodzenia w Kościele były spowodowane tym, że ożywiał go duch kultury łacińsko-zachodniej. Ale ta kultura, miał przyjemność poinformować, jest przestarzała.
  • Najbardziej ekstremalny reformator, kard. Suenens, wykonał psychiczny taniec wojenny triumfu.

Przypomniał sobie Sobór z Mediolanu, w 313 roku, w którym cesarz Konstantyn dał pełną tolerancję dla chrześcijan, i uczynił ich wiarę równą tej, która do tego czasu była oficjalną religią państwa. Dekret ten zawsze był punktem zwrotnym w historii Kościoła.

  • Ale belgijski prymas, który był znany kolegom-spiskowcom jako Lesu, mógł wszystkie takie epokowe przypomnienia wyrzucić za burtę.

Stał po stronie zwycięzców. Proponował bunt przeciwko tym, którzy różnili się od niego. “Skończył się wiek Konstantyna!”

Co więcej, stwierdził, że będzie w stanie sporządzić imponującą listę tematów, których nauczano w Rzymie wczoraj, wierzono, ale na które Ojcowie Soboru pstryknęli palcami.

Te oznaki zagrożenia rozpoznał Malachi Martin, były jezuita, profesor Pa- pieskiego Instytutu Biblijnego w Rzymie.

“Na długo przed rokiem 2000″, powiedział, nie będzie już instytutu re- ligijnego rozpoznawalnego jako rzymsko-katolicki i Kościoła apostols- kiego dzisiaj . . .

Nie będzie żadnej scentralizowanej kontroli, żadnej jednolitości w nauczaniu, żadnej powszechności w praktyce kultu, modlitwy, ofiary i kapłaństwa”.

Czy można wykryć pierwsze oznaki tego w raporcie Międzynarodowej Komisji Anglikańsko-Katolickiej opublikowanym w marcu 1982 roku?

Bardziej precyzyjna ocena okresu posoborowego niż ta Malachi Martina, poja wiła się w Biuletynie Amerykańskiego Komitetu Flag, 1967.

Wypowiadając się na temat “najbardziej wyraźnego i gwałtownego roz- padu w anty-bolszewickim rozwiązaniu Watykanu” od czasów Piusa XII, należy powiedzieć, że w okresie krótszym niż dziesięć lat, Kościół przekształcono

“z nieprzejednanego wroga komunizmu w aktywnego i dość silnego zwolennika współistnienia zarówno z Moskwą, jak i i Czerwonymi Chinami.

W tym samym czasie, rewolucyjne zmiany w swoim wielowiekowym nauczaniu przesunęły Rzym bliżej i bliżej, nie do tradycyjnego protes-tantyzmu, jak wielu katolików świeckich przypuszcza, ale do tego humanistycznego neo-pogaństwa Narodowej i Światowej Rady Kościołów”.

Ale jeśli Sobór nie osiągnął nic więcej, to pozwolił rozwinąć się firmom cateringowym. Bo w barach wydano pół miliona filiżanek kawy.

_____________________________________

[1] Ecumenism as seen by a French freemason [Ekumenizm według francuskiego masona] (Paryż, 1969)..
[2] Uwagę na to zwrócił mi p. Michael Gwynn z Britons
Za; http://gazetawarszawska.com/2013/04/25/piers-compton-wygiety-krzyz-cz-3/ – 25/04/2013

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.