NIEZWYKŁA HISTORIA OŚMIU JEZUITÓW OCALAŁYCH z Hiroszimy

[DWA  opisy tego zdarzenia, czy cudu. Pierwszy z  „Przymierza z Maryją”, nr. 41, drugi z książki „Jezuici”. — Nawet tych, którzy nie chcą czytać „o cudach” proszę o przeczytanie II części MD]

***

W jaki sposób kapłan i pozostali misjonarze mogli przeżyć wybuch atomowy, który spowodował śmierć wszystkich innych w promieniu dziesię­ciu kilometrów od epicentrum wybu­chu, a katoliccy duchowni byli oddaleni od niego zaledwie o jeden kilometr?

Jest to absolutnie niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia.

Interesującym faktem może się oka­zać to, że ta grupa była szczególnie od­dana przesłaniu fatimskiemu.

Jezuici „żyli” nim.  Codziennie odmawiali Róża­niec i czynili pokutę. Co ciekawe, historia powtórzyła się kilka dni później w Nagasaki,   —  drugim japońskim mieście dotkniętym wybu­chem bomby atomowej.

Zarówno w Hiroszimie, jak i Nagasaki   —  jedynymi, którzy ocaleli, byli duchowni katoliccy.

______________________________________________________________

Przeżyli wybuch bomby atomowej, która zniszczyła wszystko dookoła.

W jaki sposób można wytłumaczyć to niezwykłe wydarzenie?

Jest 6 sierpnia 1945 r. Amerykański bombowiec B-29 krąży po błękitnym niebie nad japońskim miastem Hiroszima.

Niczego niespodziewa­jący się mieszkańcy ledwie spoglądają z ziemi na samolot, nieświadomi tego, że ma on śmiercionośny ładunek, z któ­rego siły rażenia tak naprawdę nikt jeszcze nie zdawał sobie sprawy.

Ładu­nek, którego moc miała być właśnie na nich wypróbowana. — Zrzucona bomba w mgnieniu oka zmiotła miasto z powierzchni ziemi. — Domy rozpadły się, a ludzie zwyczaj­nie wyparowali.

Ogromna kula ognia wzniosła się ku niebu, a potworna fala rozgrzanego gazu rozniosła zgliszcza w promieniu kilkunastu kilometrów.

Pośród mieszkańców Hiroszimy był jezuita ojciec Hubert Schiffer. Ran­kiem 6 sierpnia 1945 r. po odprawionej Mszy św. właśnie zabierał się do śniada­nia.

Kiedy zanurzył łyżeczkę w świeżej połówce grejpfruta, coś nagle błysnęło. Początkowo duchowny pomyślał, że pewnie eksplodował tankowiec w por­cie.

W końcu Hiroszima była głównym portem, w którym japońskie łodzie pod­wodne uzupełniały paliwo.

Potem, jak powiedział ojciec Schiffer:

—  Nagle po­tężna eksplozja wstrząsnęła powietrzem. Niewidzialna siła uniosła mnie w górę, wstrząsała mną, rzucała, wirowała ni­czym liściem podczas jesiennej zawieru­chy.

Gdy ojciec znalazł się na ziemi i otwo­rzył oczy, zdał sobie sprawę, że wokół jego domu nie ma nic. Wszystko zostało zniszczone.

Tymczasem on miał zale­dwie niewielkie zadrapania z tyłu szyi.

Nieliczna wspólnota, licząca ośmiu je­zuitów, do której należał ojciec Schiffer, mieszkała w domu blisko kościoła para­fialnego, oddalonego jedynie o osiem bu­dynków od centrum wybuchu.

W tym czasie, kiedy Hiroszima była pustoszona przez bombę atomową, wszyscy jezuici zdołali uciec nietknięci, podczas gdy każda inna osoba znajdująca się w odległości do półtora kilometra od centrum wybuchu natychmiast umierała.

Dom,   w   którym   mieszkali   katoliccy   duchowni,   stał   na  swoim miejscu,   pod­czas gdy wszystkie inne budynki roz­padły się niczym domki z kart.

W czasie, kiedy to się zdarzyło, ojciec Schiffer miał 30 lat.

—  Ten jezuita nie tylko przeżył, ale cieszył się również dobrym zdrowiem przez następne 33 lata.

W jaki sposób kapłan i pozostali misjonarze mogli przeżyć wybuch atomowy, który spowodował śmierć wszystkich innych w promieniu dziesię­ciu kilometrów od epicentrum wybu­chu, a katoliccy duchowni byli oddaleni od niego zaledwie o jeden kilometr?

Jest to absolutnie niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia.

Interesującym faktem może się oka­zać to, że ta grupa była szczególnie od­dana przesłaniu fatimskiemu.

Jezuici „żyli” nim.   — Codziennie odmawiali Róża­niec i czynili pokutę.

Co ciekawe, historia powtórzyła się kilka dni później w Nagasaki,   —  drugim japońskim mieście dotkniętym wybu­chem bomby atomowej.

Zarówno w Hiroszimie, jak i Nagasaki   —  jedynymi, którzy ocaleli, byli duchowni katoliccy.

Jeszcze więcej budynków zostało zniszczonych.

Jednak w obu przypadkach ocalały pra­wie nietknięte domy misjonarzy.

Wszyscy inni znajdujący się w odległo­ści trzy razy większej od miejsca wybuchu, aniżeli ci duchowni,   —  zginęli natychmiast.

Według  praw fizyki jezuici    nawet jeśli udało im się jakimś cudem przeżyć    po­winni byli zginąć w ciągu kilku minut w następstwie promienio­wania.

Tymczasem tak się nie stało…

Po kapitulacji Japoń­czyków amerykańscy le­karze powiedzieli ojcu Schifferowi, że jego ciało wkrótce zacznie się roz­kładać w następstwie promieniowania.

Ku wiel­kiemu zdziwieniu medy­ków    ciało ojca Huberta nie tylko nie zaczęło się psuć, —  ale przez 33 lata nie wykazywało najmniej­szych oznak napromie­niowania ani żadnych in­nych skutków ubocznych spowodowanych wybu­chem bomby jądrowej.

Naukowcy  przebadali grupę jezuitów 200 razy w ciągu następnych 30 lat i nie stwierdzili u nich nigdy żadnych skutków ubocznych.

Czy mógł to być szczęśliwy traf?

Czy konstruktorzy bomby mogli ją tak zbu­dować, aby nie zabijała amerykańskich obywateli?

Nie ma takiej możliwości, by bomba atomowa skonstruowana z uranu 235 pozostawiła nietknięty nie­wielki obszar, podczas gdy wszystko dookoła znikało z powierzchni ziemi.

Jezuici doskonale zdawali sobie sprawę z tego, kto był „sprawcą” tego cudu.

Mówili:

—    Jesteśmy  przekonani, że przeżyliśmy,  —    ponieważ  żyliśmy przesła­niem fatimskim.

Żyliśmy i codziennie głośno odmawialiśmy Różaniec w na­szym domu.

Ojciec Schiffer był przekonany, że ocalał dzięki opiece Matki Bożej, która uchroniła go od wszystkich negatyw­nych konsekwencji wybuchu bomby atomowej.

Świeccy naukowcy nie dają wiary tym tłumaczeniom.

Są przekonani, że musi istnieć jakieś inne „prawdziwe” wyjaś­nienie tej zagadki.

Tymczasem minęło ponad 60 lat od zdarzenia i do tej pory nie są w stanie wytłumaczyć tego zja­wiska.

Z naukowego punktu widzenia to, co się przytrafiło tym jezuitom w Hiroszimie, wciąż przekracza wszelkie prawa fizyki.

Trzeba przyznać, że musiała tam być obecna inna siła, której moc była w stanie przemie­nić energię i materię tak, by były one znośne dla ludzi.

A to już prze­kracza nasze wyobrażenie.

Dr Stephen Rinehart z Depar­tamentu Obrony USA,   —  ceniony na całym świecie ekspert w dziedzinie wybuchów jądrowych, tak to sko­mentował:

—  Błyskawiczna kalkulacja pokazuje, że w odległości jednego kilometra od wybuchu dominuje temperatura od dwóch i pół do trzech tysięcy stopni Celsjusza,   —  a fala ciepła uderza z prędkością dźwięku napierając z ciśnieniem większym niż 600 psi

—  (1 psi to około 69 hektopaskali – przyp. red.).

Jeśli jezuici znajdujący się w obrębie jed­nego kilometra od epicentrum wybuchu byli poza plazmą bomby atomowej,    ich siedziba powinna być ponad wszelką wątpliwość zniszczona.

—  Konstrukcje żel­betowe, jak i z cegły     z których zwykle zbudowane są centra handlowe     ule­gają zniszczeniu w wyniku nacisku 3 psi.

Takie ciśnienie powoduje uszkodzenie słuchu i wypadanie okien.

Przy 10 psi uszkodzeniu ulegają płuca oraz serce.   —  Z kolei ciśnienie rzędu 20 psi rozsadza kończyny.   —  Głowa eksploduje przy ciś­nieniu 40 psi i takiego naporu ciśnienia nikt nie jest w stanie przeżyć, gdyż czaszka zostaje zwyczajnie rozsadzona.

Wszystkie bawełniane ubrania zapa­lają się w temperaturze około 200 stopni Celsjusza,   —  a płuca wyparowują w ciągu minuty od wciągnięcia tak gorącego po­wietrza.

W takich warunkach nie jest możliwe, aby ktokolwiek przeżył.

Nikt nie powinien zostać przy życiu w odle­głości jednego kilometra.

Ani w odległo­ści dziesięć razy większej     dziesięć do piętnastu kilometrów od epicentrum wybuchu.

Widziałem, jak rozpadały się ceglane ściany szkoły podstawowej.

Sądzę, że zaledwie kilka osób, które nie uległy całkowitemu spaleniu, przeżyło.   —  Ale umarły one w ciągu następnych pięt­nastu lat z powodu raka.

Rekonesans zdjęć panoramicznego widoku z epicen­trum wybuchu, gdzie znajdował się kie­dyś szpital Shima Hospital, w pobliżu domu jezuitów, ujawnił,    że pozostały dwa budynki nietknięte.

Sądzę nawet, że w budynkach widoczne były okna.

—  Jed­nym z nich był kościół oddalony kilkaset metrów od pierwszego budynku, którego ściany wciąż stały, jedynie zniknął dach.

Departament Obrony nigdy oficjalnie nie skomentował tego wydarzenia i przy­puszczam, że to było sklasyfikowane, ale nigdy nie poruszane w literaturze przedmiotu.

Sądzę, że jest możliwe, iż jezuici zostali poproszeni o to, aby nigdy nie wypowiadali się na ten temat.

  —  Dla Boga, który stworzył materię i energię, to kwestia woli.

Działanie praw, które rządzą tymi zjawiskami, zostało zwyczajnie zawieszone.

To, co się stało w Hiroszimie i Naga­saki, przytrafiło się także w dawnych czasach  wiernym sługom Boga:    Szadra­kowi,   Meszakowi   i Abed-Nedze, —   o czym mówi księga Daniela (3. 19-24):

„Na   to wpadł Nabuchodonozor w gniew,   a   wyraz   jego  twarzy zmienił się w stosunku do Szadraka, Meszaka i Abed-Nega.

—  Wydał rozkaz, by rozpa­lono piec siedem razy bardziej, niż było trzeba.

Mężom zaś najsilniejszym spo­śród swego wojska polecił związać Szadraka, Meszaka i Abed-Nega i wrzucić ich do rozpalonego pieca.

Związano więc tych mężów w ich płaszczach, obu­wiu, tiarach i ubraniach i wrzucono do rozpalonego pieca.

—  Ponieważ rozkaz króla był stanowczy, a piec nadmier­nie rozpalony, płomień ognia zabił tych mężów, którzy wrzucili Szadraka, Me­szaka i Abed-Nega.

Trzej zaś mężowie, Szadrak, Meszak, Abed-Nega, wpadli związani do środka rozpalonego pieca.  —   I chodzili wśród płomieni wychwalając Boga i błogosławiąc Pana.

***

Oprac. AS

==============================================

 [A oto, jak tę sprawę opisał o. Malachi Martin, jezuita,   —  we wspaniałej książce   Jezuici”   —  (Exter, Gdańsk 1994, str. 353 i nast. MD]

—   ….  Czterdzieści trzy sekundy później, na wysokości 5.760 metrów powyżej poziomu ziemi Little Boy eksplodował kulą ognia o blasku jaśniejszym niż tysiąc słońc.

Od   tej   chwili   Hiroshima   przybrała   dla   Pedro Arrupe nowe oblicze.

—  Stała się krwawym przykładem tego, co może  zrujnować bezbożne społeczeństwo;   —  stała się żywym obrazem —   akwafortą nakreśloną bólem i cierpieniem —  tego, co może osiągnąć zachodnie zepsucie; —  stała   się patetycznym komentarzem do niemożności zrozumienia przez Zachód tak całkowicie odmiennej myśli japońskiej.

„Tego   sierpniowego  poranka, piętnaście i pół minuty po godzinie ósmej,   wszystkie   okna   w   rezydencji   Arrupe   w  Nagatsuka pękły pod wpływem fali uderzeniowej,    a niebo wypełniło się blaskiem, który później opisał jako  —   „przygniatający i niosący zgubę”.

Do czasu gdy, w trzydzieści minut po eksplozji, odważył się wraz z pozostałymi jezuitami wychylić z domu,   —  burza ognia niesiona przez wiejący z prędkością ponad sześćdziesięciu kilometrów na godzinę wiatr otoczyła Hiroshimę.

W chwili, gdy wysyłał pierwszą ekipę ratunkową na przedmieścia Hiroshimy —  była to pierwsza ekipa medyczna w mieście, choć skromnie wyposażona —  zaczął padać błotnisty, lepki, radioaktywny deszcz, przemieniając ciepło powietrza w przepełniający grozą chłód.

Tego wieczoru dotarł do domu zakonnego w Nagatsuka jeden z ocalałych po eksplozji —  student teologii wysłany przez innego jezuitę, ojca Wilhelma Kleinsorge, któremu w jakiś sposób udało się przeżyć.

Od niego Arrupe uzyskał pierwszą relację z wydarzeń.

W kolejnych tygodniach, w czasie gdy z innymi członkami zakonu przemierzali zgliszcza niczym anioły miłosierdzia, —  miał okazję ujrzeć to wszystko na własne oczy.

***

Tom   Ferebee   starał   się   wycelować   swą   bombę   tak,  by spadła na Aioi, —  most w kształcie litery T łączący brzegi rzek Honkawa i Motoyasu.

Lecz Little Boy wybrał na miejsce swej nuklearnej śmierci nie ten właśnie most,   —  lecz podwórze szpitala Shimii,   —  140 metrów na południe od wejścia do świątyni Gokoku i tuż obok dziedzińca koszar wojsko­wych Churgoku.

***

Niemal  80.000 osób zginęło na miejscu w centrum wybuchu.   Kolejne 120.000 umierało.

Spośród 90.000 budynków, —  62.000 zostało zrównanych z ziemią.

Sześćdziesięciu ze stu pięćdziesięciu lekarzy w Hiroshimie zginęło, większość pozostałych była ranna i umierająca.

Z 1.780 pielęgniarek 1.654 zginęło lub odniosło śmiertelne obrażenia.

Urządzenia szpitalne i zasoby Hiroshimy zostały zniszczone.

A   rząd   japoński   przez   pierwsze  dwie doby powstrzymywał się od wszelkiej reakcji.

Arrupe widział okaleczone ciała i zniszczone budynki.

Podczas wielu tygodni ciężkiej pracy,   —  w   rozmowach   z   hibakusha   —  „dotkniętymi   przez   eksplozję”   ocalałymi     słyszał z ich ust opisy, w które trudno było uwierzyć,

—  a w ich ciałach widział ślady pozostawione przez genshi bakudan —  ,,niezwykłą małą bombę”,  —   jak przerażona ludność Japonii określała Little Boy’a.

Może wydawać się to zaskakującym,   —  lecz pierwszą reakcją Arrupe na otaczające go przerażające obrazy 

  widok skóry odchodzącej płatami, niczym wosk, z ramion, nóg, czy z tułowia, przypominającej nieregularne łaty i strzępy gnijącej materii;

—  głowy bez twarzy; poparze­nia; szczególny bliznowiec występujący pod skórą;

—  tysiące trupów; smród zgnilizny   

nie był wybuch nienawiści do wojny.

Tak   jak   wielokrotnie  wspominał,   —  odczuwał   oczywiście   przerażenie   na widok ludzkiego cierpienia.

Lecz nie mniejsze przerażenie przepełniało go wówczas, gdy jako jeden z niewielu  przedstawicieli kultury Zachodu był   następnego ranka po zrzuceniu Little Boy,   —  świadkiem śmiertelnego pobicia amerykańskiego pilota.

Amerykanin, ocalały z katastrofy B-29 nazwanego LonesomeLady, —  został przez jednego z widzów opisany jako

—   „najprzystojniejszy  młodzieniec, jakiego kiedykolwiek widziałem”,

—  „o blond włosach, zielonych oczach, białej, gładkiej niczym wosk skórze, silnie umięśniony i wyglądający potężnie niczym lew„.

Japończycy   przywiązali  chłopca do pala na moście Aioi i przypięli doń kartkę ze słowami:  „Uderz tego amerykańskiego żołnierza zanim przejdziesz”.

W swym upokorzeniu, cierpieniu i klęsce, —  przechodzący mieszkańcy Hiroshimy spałowali i wreszcie ukamieniowali umierającego chłopca.

W nozdrzach Arrupe znacznie potężniejszy niż straszny smród rozkładających się ciał umarłych i umierających był    „elektryczny za­pach” jonizacji wydzielający się po wybuchu bomby.

Nowa potęga, która z taką łatwością, w ciągu kilku zaledwie sekund, zamieniła wyas­faltowane ulice w bezkształtną masę, upiekła ziemniaki wciąż jeszcze rosnące w ziemi, wypaliła dynie wciąż wiszące na gałęziach, przemieniła piękne miasto w pełne gruzów cmentarzysko,

—  była   dla  Arrupe znacznie istotniejszą zapowiedzią nieszczęścia, niż gnijące ciała czy ukamienowanie.

Dwadzieścia pięć lat później, —  gdy   poszukiwał   przymiotnika   najpełniej oddającego   potęgę   Chrystusa,     —    użył   określenia   „super-atomowy„.

Wraz  z pojawieniem się Little Boy’a rozpoczęła się według słów Arrupe

—  „nowa epoka wyłaniająca się z tworzenia nowego technologicznego humanizmu”

—  emanującego z bezbożnych kręgów i centrów władzy Zachodu.

Dostrzegł także

  „pojawienie się nowego rodzaju ludzi„.

Do końca swego życia Pedro Arrupe nie utracił poczucia zdumienia z po­wodu tych nowych narodzin.

—  „Hiroshima”   —   jak zwykł mówić   —   „nie odnosi się do momentu w czasie.   —  Jest związana z wiecznością”.

W ka­tastrofie tej zauważył coś jeszcze.

Przekonał   się,  jak wiele warci byli Japończycy.   —  Widział ich wytrzymałość, nieposkromioną odwagę,  —  wi­dział jak odporna jest ich kultura.

Bomby mogły niszczyć ich miasta, to prawda.

Jednak zachodnia myśl, która stworzyła te bomby nie była w stanie zniszczyć ich umysłów.

Ta właściwość Japończyków,   —  rodzaj duchowego nastawienia, —  była dla Arrupe czymś specyficznym.

Właśnie ta    „nieprzepuszczalność, niemożność dotarcia”   irredenta w klasycz­nym tego słowa znaczeniu     wywarła na nim  takie wrażenie.

Ze swej strony, Japończycy nigdy nie zapomnieli Arrupe niezmor­dowanych wysiłków w niesieniu pomocy, z jaką przyszedł dotkniętej uderzeniem Hiroshimie.

Na  zawsze pozostało w ich pamięci,   —  że to właśnie jego ekipa jako pierwsza, w kilka zaledwie godzin po wybuchu Little Boy’a, przyszła na ratunek miastu.

Zadziwiającym zrządzeniem losu   —  pomoc niesiona miastu, do któ­rego został wysłany, by znaleźć zapomnienie,   —  spowodowała,  że po raz pierwszy znalazł się w świetle jupiterów.

Japończycy wystosowali pub­liczne podziękowania Arrupe i zakonowi.

Nie ulega wątpliwości, że to właśnie ich wysiłki w niesieniu pomocy dotkniętemu kataklizmem mia­stu zaowocowały powojennym sukcesem jezuitów w Japonii.

W czasie dwudziestu lat spędzonych w Japonii po 1945 roku ­jako wice-prowincjałowi wszystkich jezuitów w tym kraju     Arrupe traktowany był jako pewnego rodzaju znakomitość […]

***

Zmieniony ( 02.10.2011. )

Za; http://www.dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=881&Itemid=46

Jedna odpowiedź na “”

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.