awiązując do zamieszczonej publikacji Czarny demon z diabelską twarzą i kopytami zamiast stóp w ramach komentarza, w odpowiedzi do Grzegorz Monarchista, Pan Krzysztof Borowiak zamieścił swoją
Krzysztof Borowiak
Oto historia próby lustracji w Archidiecezji Poznańskiej:
https://tiny.pl/tmwtv
Instytut Pamięci Narodowej
Z utworzeniem Instytutu Pamięci Narodowej wiązałem – jak i większość Polaków – duże nadzieje na wyjaśnienie mroków komunistycznego zniewolenia, na dotarcie do SB-ckich archiwów i uzyskanie pełniejszej wiedzy o własnej przeszłości, związanej z walką o wolną Polskę. Chciałem poznać nazwiska tajnych współpracowników (TW) Służby Bezpieczeństwa PRL, którzy donosili na mnie: już nie dla jakiejś formy zemsty, lecz dla samej prawdy, do której każdy człowiek, a zwłaszcza osoba represjonowana, ma przecież niezbywalne prawo.
Dość prędko jednak można było się przekonać, że ułomność ustawy lustracyjnej jest dodatkowo mocno wspierana wypracowaną w IPN praktyką, która czyniła z tej instytucji bardziej Instytut Niepamięci Narodowej, niż – choćby tylko ułomną – kopię urzędu pastora Joachima Gaucka. Przekonywałem się wielokrotnie – i nie jestem w tych wrażeniach odosobniony – że IPN ceni sobie wyżej anonimowość tajnych współpracowników, niż interes osób o statusie (w myśl Ustawy o IPN) pokrzywdzonych w minionym okresie.
Na domiar złego IPN angażował się zbyt często postawą i decyzjami swego pierwszego prezesa w programowy i sterowany proces dyskredytowania dobrego imienia Polski i Polaków na arenie międzynarodowej. Szczególnie boleśnie widoczne to było przy okazji sprawy Jedwabnego, gdzie – na skutek bezprawnych nacisków środowisk żydowskich – zaniechano dogłębnego zbadania zawartości grobów ofiar tamtych wydarzeń, które mogło jednoznacznie wyjaśnić przypisywane Polakom wątpliwe sprawstwo.
Taka negatywna ocena poczynań IPN, a zwłaszcza jego prezesa, skłoniła mnie do wystartowania w konkursie na to stanowisko. Spośród siedemnastu pretendentów przyjęto formalnie 10 kandydatów, którzy następnie zostali wnikliwie sprawdzeni na okoliczność ewentualnej współpracy z SB (nota bene sprawdzenie to jest bardziej dogłębne, niż przy uzyskiwaniu statusu osoby pokrzywdzonej). W wyniku tej weryfikacji pozostało ostatecznie 9 kandydatów (wśród nich piszący te słowa). Przesłuchanie przed Kolegium IPN odbyło się 21 września 2005 roku (tutaj moja autoprezentacja przedstawiona na tym przesłuchaniu). Zwyciężył ostatecznie Janusz Kurtyka, szef IPN z Krakowa.
Z wypowiedzi zwycięzcy zapamiętałem dobrze stwierdzenie, iż nie dopuści on, by „sąsiad lustrował sąsiada”. W dobie głośnej jeszcze wówczas sprawy „listy Wildsteina” (odsyłam pod tym linkiem zwłaszcza do fragmentu „Reperkusje wydarzenia”!) interpretowano tę wypowiedź jako zapowiedź kontynuacji linii prezesa Kieresa, zdecydowanego przeciwnika powszechnej lustracji.
Udział w konkursie skutkował dla mnie co najmniej jedną korzyścią: przypomniałem po jego rozstrzygnięciu dyrektorowi poznańskiego Oddziału IPN, iż od ponad 3 lat nadal bezskutecznie oczekuję na tzw. odanonimizowanie tajnych współpracowników SB, którzy pojawiali się w ocalałych resztkach moich „teczek”, a których danych osobowych nie udało się dotąd w zasobach archiwalnych IPN ustalić. Czy stopień opracowania SB-ckich akt w tym czasie się powiększył (zapewne tak), czy ambicją poznańskiego IPN było udowodnienie swej sprawności – dość, że prawie natychmiast otrzymałem zestawienie danych osobowych „moich” kapusiów. Z zestawieniem tym – uzupełnionym uzyskanymi wcześniej danymi funkcjonariuszy SB – można zapoznać się tutaj.
Dla czytających powyższe informacje krótkofalowców umieszczam poniżej dodatkowe wyjaśnienia, lepiej identyfikujące „moich” kapusiów (kolejność wg pisma IPN z dnia 8 maja 2006 roku):
- Tadeusz GRENCEL – SP 3 LRR;
II. Włodzimierz JAGODZIŃSKI – SP 3 HWO (SK);
III. Jan CHRZANOWSKI – szef kolejno PIR, PAR i URTiP w Poznaniu;
IV. Michał ŚLĘZAK – SP 3 LWW;
V. Eugeniusz PRZYBYLSKI – SP 3 JBV (SK).
Dalsze informacje z IPN o osobach, które zajmowały się moją osobą służbowo lub jako TW, będę sukcesywnie publikował w tym miejscu.
„Prawda nas wyzwoli” (J 8, 32).
21-05-2006
Na tej stronie IPN pojawiła się wreszcie informacja na mój temat.
Dla mnie nie jest to oczywiście zaskoczenie, bo „swoją” teczkę (właściwie trzy teczki, zawierające żałosne szczątki po „wybrakowaniu” wielu dokumentów) już oglądałem. Warto jednak podkreślić, że IPN kontynuując uzupełnianie owego katalogu ukazuje znamienny fakt, że nie wszyscy się wówczas zeszmacili, że byli Polacy, co zachowali godną postawę wobec komunistycznych represji. W dobie tak częstego oczerniania Polski i Polaków jest to jednak niewątpliwa satysfakcja!
Liczę, że – po całkowitym skomputeryzowaniu zasobów archiwalnych IPN – być może jeszcze się coś w nich na mój temat znajdzie…
20-05-2008
Pod koniec czerwca 2014 r. rozpocząłem w poznańskim oddziale IPN badania naukowe na temat działalności służb specjalnych (cywilnych i wojskowych) PRL w wybranych środowiskach.
Oto moje refleksje po dwóch miesiącach (w sierpniu była przerwa wakacyjna) kwerendy:
===
Agnieszka Romaszewska na swoim blogu:
http://aromasze.salon24.pl/607020,historia-cepem-pisana
napisała (wpis „Historia cepem pisana” z 23 września 2014 roku):
> Sprawa profesora Kieżuna i reakcje na tekst z Do Rzeczy oskarżający
> profesora o agenturalność ujawniły, jak bardzo przez ostatnie 25 lat,
> przy ocenianiu naszej najnowszej historii, wpadamy w pułapkę.
[…]
> Z materiałów opublikowanych cząstkowo przez Cenckiewicza
> i Woyciechowskiego wynika według mnie, że Kieżun podejmował dość
> niebezpieczną i śliską grę z SB.
Prowadzę badania naukowe na temat działalności służb specjalnych PRL-u w wybranych środowiskach Poznania i Wielkopolski. Moje doświadczenie w kwerendzie archiwalnej w IPN jest jeszcze – w porównaniu na przykład ze wspomnianym Cenckiewiczem – bardzo skromne. Jedno wszakże poznałem dokładnie: werbunki, z jakimi się zetknąłem, na etapie podejmowania decyzji o proponowaniu współpracy musiały być zgłoszone przełożonemu i przez niego (po dokonaniu analizy materiału przygotowanego przez werbującego funkcjonariusza) zaakceptowane. Zwerbowany najczęściej spotykał się z otwartą propozycją współpracy, najczęściej własnoręcznie pisał zobowiązanie do współpracy, proponował sam swój konspiracyjny pseudonim, ustalał z werbującym system łączności, uzyskiwał informacje o miejscu spotkań z prowadzącym SB-kiem (na przykład w tzw. lokalu konspiracyjnym – oczywiście niejawnym), otrzymywał także przeszkolenie w zakresie zasad konspiracji. Tajny współpracownik był niejednokrotnie sprawdzany w bezpośredniej konfrontacji z przełożonym prowadzącego, podlegał okresowej ocenie, a współpracę z bezużytecznymi czy tylko pozorującymi współpracę („wartość operacyjna znikoma”) bardzo szybko zrywano, przenosząc akta tajnego współpracownika do archiwum.
Czy po czymś takim można twierdzić, że nie wiedziało się o fakcie zwerbowania przez służby? A tak robią najczęściej ci, o których dowiaduje się dzisiaj społeczeństwo – IDĄ W ZAPARTE! Trudno się im dziwić: bo jak inaczej można próbować zaprzeczyć faktom, usiłując zachować resztki twarzy?
Akta były na przełomie 1989/1990 selektywnie niszczone – po tym też są w IPN wyraźne ślady. Wydaje mi się dość oczywistym to, które osoby „zabezpieczano” na przyszłość poprzez próbę ukrycia faktu współpracy. Te mianowicie, które dawały szanse dalszego wykorzystania. Jestem zdania (i nic mnie dotąd nie przekonało, że się mylę!), że dzisiejsze ośrodki władzy w Polsce są pod przemożnym wpływem ludzi tamtych służb. Że „haki” pozostały: jeśli nie w archiwach przejętych przez IPN, to na pewno w prywatnych zasobach SB-ków i innych WSI-oków… Zawsze mogą być „znalezione”, pogrążając nieposłusznych, słabo reagujących na pociąganie sznurkami, i tych, którzy z tego oczywistego szantażu próbowali się wyłgać (casus abp. Paetza). Tak się dziwnie składa, że BARDZO CZĘSTO wyjaśnieniem niezwykłej kariery: czy to politycznej, czy finansowo-ekonomicznej, czy społecznej jest po prostu fakt współpracy ze służbami PRL-u. „Ci to psipadek?”
Dobry temat na kolejne badanie naukowe: „Lista stu najbogatszych Polaków – a współpraca ze służbami PRL-u”!
Wpływ tamtych służb na realia dzisiejsze przejawia się też na przykład w prawodawstwie polskim, którego doktryna uwolniła od odpowiedzialności lustracyjnej tych tajnych współpracowników, w przypadku których nie zachowała się tzw. teczka pracy, czyli ta część akt współpracownika, gdzie gromadzono jego donosy czy też pokwitowania odbioru gratyfikacji. Jeśli te dowody współpracy konfidentów wcześniej „zabezpieczono” przed przejęciem przez IPN, to mogą oni teraz w procedurze lustracji spokojnie zaprzeczać faktowi współpracy, nawet jeśli istnieją ich dane w tzw. zapisach ewidencyjnych, nawet jeśli zachowały się ich spisane własnoręcznie zobowiązania! „Oni tej współpracy nie podjęli, nie ma dowodów, że na kogokolwiek donosili”! Mogą składać niezgodne z prawdą oświadczenia lustracyjne i mogą dzięki temu w majestacie prawa nadal pełnić, jak na przykład TW „Wal” w Poznaniu, funkcję radnego Sejmiku Województwa Wielkopolskiego. Bo pani prokurator Biura Lustracyjnego IPN bezradnie rozkłada ręce! A na moje pytanie, czy w procesie weryfikacji oświadczeń lustracyjnych w takim wątpliwym przypadku przesłuchano chociaż znanego przecież oficera prowadzącego – nie otrzymałem dotąd odpowiedzi…
Co robić z tymi wszystkimi, o których dowiaduję się, że mają w IPN swoją niechlubną przeszłość? Co robić z poznańskimi księżmi: TW „Jan”, TW „Leon”, TW „Tadeusz”, TW „Agat” czy TW „Marcin”? Wydawało się dotąd, że są całkowicie poza podejrzeniami, cieszą się bowiem nadal poważaniem i uznaniem, zwłaszcza środowisk niepodległościowych i patriotycznych! Czy wiedząc o ich skrywanej przeszłości można spokojnie uczestniczyć w prowadzonych przez nich uroczystościach patriotycznych, w liturgii przez nich sprawowanej? Czy poszlibyście do nich do konfesjonału?
W takim tylko sensie zgadzam się z zacytowaną wypowiedzią córki ś.p. Zbigniewa Romaszewskiego: wpadliśmy, w pewnym sensie, w pułapkę.
Ale nie może prowokować nas ona do stwierdzeń, że akta byłych służb PRL-u są bezwartościowe, że werbujący tylko udawali werbunek, tak jak rzekomo tajni współpracownicy udawali współpracę, że najlepiej tę całą spuściznę zabetonować… NIE! Po stokroć NIE! Prawda musi być ujawniana, prawdę trzeba badać i weryfikować, ale prawdy nie można zaklajstrować stwierdzeniami: „nie współpracowałem”, „nie wiedziałem”, „oszukiwałem SB-ków prowadząc z nimi grę”…
To moje przemyślenia po blisko dwóch miesiącach intensywnych badań archiwaliów poznańskiego IPN.
24-09-2014
Składając w czerwcu 2014 r. wniosek do Prezesa IPN o dostęp w celach naukowych do archiwów tej instytucji określiłem w moim wniosku trzy niezależne obszary badań, w tym jeden z nich został przeze mnie nazwany: „Działalność służb specjalnych (cywilnych i wojskowych) PRL w środowisku krótkofalowców polskich, ze szczególnym uwzględnieniem krótkofalowców poznańskich“ – jako że sam to środowisko od 1970 roku, jako licencjonowany krótkofalowiec o znaku wywoławczym SP 3 ELD, współtworzyłem, ba!, nawet podlegałem szczególnemu zainteresowaniu służb specjalnych także z racji tego hobby.
Kwerendę w archiwach IPN rozpocząłem zrazu niezdarnie i mocno po omacku, w miarę upływu czasu moje poszukiwania nabierały i rozmachu, i sprawności. Zawsze natrafiałem na życzliwe wsparcie ze strony wszystkich pracowników IPN, do których o tę pomoc się zwracałem, za co chciałbym im w tym miejscu bardzo podziękować!
Poszukiwania w archiwach IPN rozpocząłem od akt krótkofalowców, których w pierwszej kolejności (jak się okazało, na ogół słusznie) o współpracę z SB podejrzewałem. Tam natrafiałem na kolejne ślady, numery spraw, pseudonimy osób i spraw – kula śnieżna rosła bez mojego większego wysiłku, wystarczała staranność, konsekwencja i umiejętność kojarzenia faktów, wzmacniana często wspomnieniami osobistych przeżyć.
Ponieważ badania takie trwają wiele czasu, czeka się czasami długo na wskazane do udostępnienia akta, natomiast czas wokół nas płynie szybko, ludzie odchodzą bez poznania prawdy o tym, kto na nich donosił służbie bezpieczeństwa, co donosił, o jakich faktach i wydarzeniach inwigilujący nas bezpieczniacy dowiadywali się od naszych niby-kolegów – krótkofalowców. A ci szli na współpracę z wielu różnych powodów, zawsze jednak mając szansę na wypowiedzenie krótkiego „nie”, potrzeba było tylko „odrobinę koniecznej odwagi”, by „wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała – głowa” [Zbigniew Herbert „Potęga smaku”].
Piszący te słowa – na otrzymaną w 1985 r. propozycję współpracy – zdobył się na tę odrobinę odwagi i choć nie „spadła mi głowa”, to jednak wielu przykrych represji mi nie oszczędzono…
Dlatego – zanim powstanie kompletne opracowanie naukowe o historii inwigilacji krótkofalowców poznańskich – postanowiłem przy okazji jutrzejszego Święta Niepodległości Rzeczypospolitej ujawnić w pierwszym kroku tych, których służba bezpieczeństwa zarejestrowała w swoich tzw. zapisach ewidencyjnych, najczęściej od razu wskazując na charakter tej rejestracji i status pozyskanego. Osoba pozyskana wybierała sobie pseudonim, który służył do niejawnych kontaktów z SB, każdy taki akt pozyskania posiadał swój własny numer rejestracji, który – obok pseudonimu – również zamieszczam w zestawieniu tabelarycznym (zestawienie to w miarę dopływu nowych danych na bieżąco aktualizuję!). Warto podkreślić, że zestawienie to powstało na podstawie udostępnianych mi oryginalnych zapisów ewidencyjnych SB, potwierdzanych co do ich zgodności z oryginałem każdorazowo przez Biuro Udostępniania i Archiwizacji Instytutu Pamięci Narodowej.
W przypadku wielu osób – oprócz rejestrowych zapisów ewidencyjnych – zachowały się znacznie bogatsze akta, m.in. ich własnoręcznie spisane zobowiązania do współpracy, teczki osobowe i teczki pracy, często z oryginałami donosów i pokwitowaniami uzyskanego za te „usługi” wynagrodzenia. Jest to lektura bardzo przykra i smutna, bo nieczęsto udawało się nam domyślić, że kolega – krótkofalowiec jest po prostu SB-ckim kapusiem. Celowo nie podaję na tym etapie sygnatur akcesyjnych akt IPN, aby nie ujawniać zbyt wcześnie stanu zasobów o poszczególnych osobach w archiwach IPN.
Zakończę ten wpis stwierdzeniem, że kwerenda na temat środowiska poznańskich krótkofalowców trwa nadal, dzięki czemu nie tylko będzie możliwe uzyskania głębszej wiedzy o stopniu inwigilacji, ale pewnie pojawią się nowe osobowe źródła informacji, współpracujące z SB, lub zostaną potwierdzone w pełni te OZI, co do których na tym etapie nie mam jeszcze wystarczającej wiedzy… Dopóki więc nie powstanie kompletne – na ile to będzie możliwe – naukowe opracowanie związków służb specjalnych PRL z poznańskimi krótkofalowcami, podane przeze mnie zestawienie tabelaryczne jest na tym etapie wyłącznie wykazem osób, wobec których służba bezpieczeństwa dokonała zapisów ewidencyjnych w swoich aktach rejestrowych, bez przesądzania już o stopniu winy i szkodliwości takiej współpracy w odniesieniu do poszczególnych osób w tym zestawieniu przedstawionych.
10-11-2015
Dzisiaj (20-11-2015) otrzymałem z Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych:
– Legitymację (nr 46) działacza opozycji antykomunistycznej (awers i rewers)
– Odznakę honorową „Działacza opozycji antykomunistycznej”
– legitymację (nr 73) potwierdzającą nadanie powyższej odznaki.
20-11-2015
29 marca 2016 roku Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda nadał mi odznaczenie „Krzyż Wolności i Solidarności” za zasługi w działalności na rzecz niepodległości i suwerenności Polski oraz respektowania praw człowieka w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
11-04-2016
Od połowy 2014 roku prowadzę badania naukowe w oparciu o kwerendę w archiwach IPN.
Aby przedstawić problem, o którym chcę w tym miejscu publicznie poinformować, trzeba napisać kilka zdań o „kuchni” takiej kwerendy.
Otóż osoba dopuszczona decyzją prezesa IPN do czytelni w wybranym oddziale IPN ma dostęp do pierwszego i podstawowego źródła wiedzy o zasobach archiwalnych IPN, jakim jest tzw. Cyfrowe Archiwum (dostęp jest w trybie on-line, w komputerze).
Często rozpoczyna się kwerendę od poszukiwania informacji o jakiejś konkretnej osobie, którą z jakichś powodów możemy podejrzewać o współpracę w czasach PRL z jej służbami specjalnymi. Korzystając z przeszukiwania Cyfrowego Archiwum (dalej: CA) wg np. kryterium osobowego, podać trzeba oczywiście przynajmniej nazwisko sprawdzanej osoby, dobrze jeśli znamy także imię, jeśli te dane są zbyt popularne (nie daj Boże coś w rodzaju „Jana Kowalskiego”!), to trzeba je uściślić np. poprzez datę urodzenia (czasem wystarczyć musi sam rocznik) lub imię ojca.
Możliwości uściślania w wyszukiwarce CA jest więcej, jednak gdy wyniki wyszukania nadal są wieloznaczne, to najlepiej sięgnąć do akt paszportowych (również przechowywanych w archiwach IPN) osób najbardziej odpowiadających naszym kryteriom. Akta paszportowe pozwalają ustalić szczegółowe dane osoby, której poszukujemy, mamy bowiem w nich dużo informacji o wnioskującym o wydanie paszportu, o jego rodzinie, najczęściej także fotografię, a nierzadko kilka – z różnych okresów.
Gdy jesteśmy już pewni identyfikacji sprawdzanej osoby, możemy (a raczej trzeba używać coraz częściej czasu przeszłego: mogliśmy) już na tym etapie znaleźć informację w CA o statusie sprawdzanej osoby, np. o fakcie rejestracji w charakterze tajnego współpracownika (TW) z podanym jego pseudonimem.
W tym momencie można złożyć wniosek do IPN o potwierdzenie istnienia (lub braku) w zasobach archiwalnych tzw. zapisów ewidencyjnych danej osoby. Osoba pozyskana do współpracy była bowiem zwykle skrupulatnie rejestrowana przez służby pod kolejnym numerem i kolejną datą w stosownych rejestrach. Oprócz rejestracji, o danej osobie tworzono również standardowe fiszki, ułatwiające wyszukiwanie w kartotekach w czasach, gdy jeszcze nie używano komputerów. Otrzymujemy wgląd we wszystkie takie zapisy poprzez udostępnienie nam kopii tych zapisów. Na oddzielnym wniosku możemy poprosić o przekazanie nam tych kopii na naszą własność.
Oczywiście nie jest to pełna informacja o działalności takiego osobowego źródła informacji (OZI), jeśli mamy szczęście i zachowały się w archiwach tzw. teczki pracy czy teczki osobowe danego współpracownika, nasza wiedza ulega znacznemu poszerzeniu.
Jednak fakt istnienia w CA pierwszego sygnału o traktowaniu danej osoby przez służby jako OZI jest często decydujący o dalszej naszej kwerendzie.
Od początku swych badań korzystałem z tej możliwości wstępnej selekcji analizowanych osób bardzo szeroko. Jednak w pewnym momencie stwierdziłem, że CA „żyje”. Byłoby naturalnym i dobrym przejawem owego „życia”, gdyby pojawiały się w CA coraz to nowe dane, dopisywane po opracowaniu kolejnych dokumentów przez archiwistów IPN. Jednak nie! Dostrzegłem bowiem, że osoby, o których w pierwszym kroku, na etapie ich wyszukiwania w CA, uzyskiwałem informację w postaci „tajny współpracownik, pseudonim xxx”, w magiczny sposób były w jakimś momencie „wybielane” (towarzyszyła tym przypadkom kilkudniowa przerwa w dostępie do CA), znikała pozyskiwana wcześniej informacja o fakcie zarejestrowania, osoba figurowała już w archiwum jako zupełnie „czysta”. Co ciekawe: zmiany te dotyczyły – przynajmniej w zaobserwowanych przeze mnie przykładach – wyłącznie osób duchownych!
Były co najmniej dwie takie akcje „czyszczenia” zasobów CA, po każdej składałem zapytanie do władz IPN: 23 lutego 2015 i 15 maja 2016, otrzymywałem na swe zapytanie odpowiedzi: z 24 lutego 2015 i z 6 czerwca 2016, oczywiście: w żadnej nie przyznano się do akcji „czyszczenia”…
Za drugim razem zabezpieczyłem przezornie dowód tych zmian: przed trwającą tydzień przerwą w dostępie do CA ustaliłem, że wybrane trzy osoby figurowały jako tajni współpracownicy z konkretnymi, zanotowanymi przeze mnie pseudonimami. Po przerwie próżno już było szukać w CA informacji o takiej współpracy – wszystkie te trzy osoby wg CA nigdy ze służbami nie współpracowały!
Łatwo można udowodnić, że nie prosiłem nigdy IPN o informacje o tych osobach (wszystkie wnioski składane są na piśmie, dysponuję ich wszystkimi kopiami), jedynym źródłem mej wiedzy o współpracy ze służbami owych osób mogła być zatem tylko moja samodzielna penetracja CA – przed jego tajemniczym „oczyszczeniem”!
Drugie zdanie w ostatniej odpowiedzi IPN (z 6-06-2016) na moje dopytywanie się o tajemnicze znikanie informacji z CA:
„Nigdy tego rodzaju informacje nie były usuwane z systemu” jest oczywistym kłamstwem i potrafię to udowodnić!
Komu mają służyć takie działania IPN? Czy nie są one w oczywisty sposób sprzeczne z ustawowymi celami powołania tej instytucji?
Czy znajdzie się ktoś, kto będzie chciał i będzie miał możliwość znaleźć odpowiedzi na te pytania?
7-06-2016
Dopiero dwa dni temu (20 czerwca 2016 r.) ukazał się Monitor Polski (nr 543), w którym opublikowano postanowienie Prezydenta Andrzeja Dudy z 29 marca 2016 r. (nr 127/2016) o nadaniu m.in. mojej osobie Krzyża Wolności i Solidarności. Oczekuję na wyznaczenie terminu wręczenia tego zaszczytnego odznaczenia.
22-06-2016
Na odznaczenie Krzyżem Wolności i Solidarności musiałem czekać długo… Na pewno nie sprzyjała temu zmiana na stanowisku prezesa IPN. Nowy prezes, Jarosław Szarek, pojawił się w Poznaniu dopiero 19 grudnia 2016 roku. Uroczystość odbyła się w Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim, otrzymałem na niej wyczekiwany „mój” Krzyż.
Uroczystość ta została skomentowana na stronie Poznańskiego Oddziału IPN, tam też zamieszczono mój biogram z uzasadnienia wniosku prezesa IPN do Prezydenta RP.
Na pamiątkę tego wydarzenia, spośród wielu zdjęć, wklejam tutaj dwa: 1 i 2.
8-07-2017
Prezydent Andrzej Duda postanowieniem z 19 lipca 2017 r. nadał mi Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski (Polonia Restituta). Oficjalna informacja o tej decyzji zamieszczona została w Monitorze Polskim nr 890 z 26 września 2017 r. Oczekuję na wyznaczenie terminu wręczenia tego orderu.
18-11-2017
Na uroczystość wręczenia Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski otrzymałem zaproszenie, w Pałacu Prezydenckim byliśmy ze starszą córką, Justyną.
Ten „mój” Krzyż Oficerski wręczał mi sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP, Andrzej Dera.
A tak wyglądałem po udekorowaniu…
23-12-2017
O penetracji duchowieństwa Archidiecezji Poznańskiej przez służby komunistyczne PRL (1. krok)
Tytułem wstępu…
Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw,
ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome.
Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku,
w świetle będzie słyszane,
a coście w izbie szeptali do ucha,
głosić będą na dachach.
[Łk 12, 2-3]
W trakcie moich badań i kwerend w archiwach IPN, a także po skompletowaniu materiału na temat współpracy ze służbami specjalnymi PRL przedstawicieli duchowieństwa Archidiecezji Poznańskiej, spotkałem się ze skrajnymi opiniami na temat tego, czy wyniki moich badań (przyznaję: mocno kontrowersyjne w swej wymowie) publikować, czy nie.
Dylemat ten spowodował, że w pierwszym odruchu zwróciłem się do kościelnych władz Archidiecezji Poznańskiej, licząc na jakieś wskazówki odnośnie do formy publicznej prezentacji wyników mych badań. Chronologicznie tę korespondencję zebrałem i opisałem w liście do Arcybiskupa Gądeckiego z 8 marca 2018 r. Odpowiedź Arcybiskupa (z 9 kwietnia 2018 r.) jednoznacznie wykazała jego całkowite désintéressement dla tej sprawy. Na marginesie konieczny komentarz: w swej odpowiedzi z 4 grudnia 2015 r. bp Fortuniak minął się z prawdą, stwierdzając: „O tym, że wartość materiału wypracowanego przez funkcjonariuszy SB w stosunku do kapłanów budzi poważne wątpliwości, rozmawialiśmy w czasie wspomnianego przez Pana spotkania”. Na pewno w rozmowie tej nie podawałem w wątpliwość wartości materiału archiwalnego, na którym budowałem swoje opinie — piszę zresztą o tym w innym miejscu niniejszego tekstu. Identycznej argumentacji użyłem w rozmowie z bp. Fortuniakiem.
Przeciwko publikacji opowiadali się głównie niektórzy księża spośród tych, których poprosiłem o radę w tej kwestii. Czy to była z ich strony jakaś forma spaczonej solidarności „zawodowej”, czy błędnie pojętego korporacjonizmu? Nie chcę oceniać motywacji wypowiadających swe opinie, jednego tylko w tych „konsultacjach” pilnowałem: o zdanie pytałem tylko tych księży, którzy nie splamili się współpracą z oczywistymi wrogami Boga, Kościoła i naszej Ojczyzny. Padały także argumenty (jestem świadom ich słuszności), że wyniki moich badań zostaną wykorzystane propagandowo przez dzisiejszych wrogów Kościoła. Pojawiały się też stwierdzenia, że część z ujawnianych OZI (osobowe źródła informacji) już stanęła przed sądem Najwyższego i nie mogą oni w żaden sposób odnieść się do faktu umieszczenia ich w mojej tabeli.
Zacznę od argumentu ostatniego: umieszczając duchownych na liście zarejestrowanych przez SB współpracowników nie miałem zamiaru kogokolwiek potępiać (choć oczywiście zgoda, jakiej wszyscy ci księża musieli podczas tzw. pozyskania świadomie udzielić, aby w rejestrach SB się znaleźć, jest niewątpliwie — moim zdaniem — moralnie naganna).
Przedstawiam wyłącznie stan faktyczny, oparty na istniejącym materiale archiwalnym z różnych okresów historii PRL. W wielu przypadkach nie udało się odnaleźć tzw. teczek pracy, które dałyby znacznie więcej informacji o przebiegu współpracy oraz o szkodliwości jej efektów dla Kościoła czy ludzi, którymi służby z różnych powodów się interesowały. Dlatego też powstała lista wyłącznie osób zarejestrowanych — nie jest ona w żadnej mierze wezwaniem do tłumaczenia się z przeszłości, jest tylko (i aż!) odbiciem pewnej prawdy historycznej, która nie poddaje się modyfikującym ją wyjaśnieniom, tłumaczeniom czy usprawiedliwieniom. To jest po prostu zbiór faktów, odzwierciedlających stan dzienników rejestracyjnych, a nie (na tym etapie) materiał dowodowy do stawiania zarzutów.
Czy ujawnienie prawdy o słabości tych kapłanów, którzy poszli na współpracę ze służbami komunistycznej dyktatury, może zaszkodzić Kościołowi? Odpowiedź dla ludzi wiary jest oczywista: Kościół został stworzony przez Jezusa Chrystusa, trwa wśród ludzkości (tej dobrej i tej złej) już dwa tysiące lat, a sam Zbawiciel zapewnił, iż „bramy piekielne go nie przemogą” [Mt 16, 18]. Jestem zatem dziwnie spokojny, że wyniki moich kwerend Kościół spokojnie przetrwa, zaś chwała tych prezbiterów, którzy podlegając przecież tak samo namolnym naciskom, wytrwali i się nie ugięli — niech będzie wymownym świadectwem mocy tej Skały, na której Kościół został posadowiony.
Ta należna chwała nieugiętym księżom, którzy na żadną współpracę z SB się nie zgodzili (choć są liczne dowody ich nagabywania), to także istotny argument na ujawnienie listy: chwała wiernym sługom Chrystusa! Z drugiej strony ujawnienie tej wstydliwie skrywanej prawdy może — choć nie jest to zaiste moją intencją — dać pewną ulgę wszystkim tym księżom, którzy od wielu lat żyją pod mieczem Demoklesa. Bo jeśli nie ujawniłbym tego ja, to kiedyś znalazłby się zapewne ktoś inny, kto do tej prawdy by dotarł. I choć ujawnienie zdrady nie będzie dla zdradzających zapewne przyjemne, to dyndające na końskim włosiu zagrożenie nareszcie, po tylu latach, zniknie! Słusznie ktoś może zauważy: dlaczego musiało minąć tyle lat?…
Kolejnym uzasadnieniem podjęcia przeze mnie decyzji o upublicznieniu tej listy jest istota badań naukowych: prowadzi się je nie dla własnej satysfakcji czy dla rozszerzenia własnej wiedzy (choć oczywiście te elementy dociekań naukowych też są istotne). Badania prowadzi się po to, aby dzielić się ich wynikami ze społeczeństwem, które ma prawo do poznania tej wiedzy, tym bardziej, że stanowi ona często także osobistą historię i własne przeżycia członków tego społeczeństwa. Ta prawda jest po prostu własnością Narodu i jestem przeciwny jej jakiemukolwiek reglamentowaniu. Do obowiązków badacza należą jedynie: zachowanie obiektywizmu, staranność analizy i rzetelność badań.
Często podnoszony jest problem wiarygodności materiałów archiwalnych, wytworzonych przez służby bezpieczeństwa. Problem ten podnoszą szczególnie ci, którzy w tych zasobach pojawili się w niekorzystnym świetle. Mój argument jest racjonalny: to nie były materiały wytwarzane do wykorzystania propagandowo przeciwko komuś, kogo służby chciałyby skompromitować. To są materiały wytwarzane na WŁASNY użytek służb!
Nie widzę jakiegokolwiek uzasadnienia, aby służby siebie same miały wprowadzać w błąd. Również odrzucić można zarzut o nieuczciwości funkcjonariuszy, którzy mogliby ulec pokusie pozornego zwiększania swej aktywności i skuteczności w pozyskiwaniu tajnych współpracowników. Każdy bowiem kandydat na tajnego współpracownika (kTW) musiał być przed współpracą „opracowany”, chęć pozyskania musiała być zaakceptowana przez przełożonego pozyskującego, zaś już w trakcie współpracy niejednokrotnie dochodziło do specjalnych spotkań kontrolnych z udziałem zwierzchnika oficera prowadzącego tajnego współpracownika. Przez cztery lata badań nie zetknąłem się z żadnym dowodem na tego typu manipulację, która z osoby niewinnej i nieświadomej swego statusu czyniłaby tajnego współpracownika. Kandydat na TW mógł nie wiedzieć, że jest „opracowywany”, dlatego tego statusu (kTW) oczywiście w prezentowanych wynikach nie uwzględniałem. Choć byli kandydaci na TW, którzy z SB prowadzili świadomie ożywiony, często długotrwały, dialog…
Przy podjęciu decyzji o publikacji niniejszego materiału kierowała mną także strona emocjonalna. Sam posiadam status działacza opozycji antykomunistycznej i osoby represjonowanej z powodów politycznych. Z powodu zdecydowanego odrzucenia propozycji współpracy z SB poniosłem szereg dotkliwych represji, które m.in. przerwały moją karierę zawodową nauczyciela akademickiego, na wiele lat uniemożliwiły uprawianie mego hobby oraz zamknęły przede mną granice PRL.
Na kształtowanie się — już w latach tzw. III RP — mojej wrażliwości na etyczną ocenę problemu tajnych współpracowników SB i — szerzej — rzeczywistości powojennej historii naszej Ojczyzny miały spory wpływ poezja Zbigniewa Herberta i twórczość muzyczna Przemysława Gintrowskiego. Zatem niech dodatkowym, poetyckim uzasadnieniem mej decyzji będą te wskazania płynące z „Przesłania Pana Cogito”:
„[…] idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy […]
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie […]”
Zaś muzyczną oprawą dla przemyśleń nad moim imperatywem niniejszej publikacji niech będą z kolei dwa utwory z płyty Przemysława Gintrowskiego „Tren do wierszy Zbigniewa Herberta [2008]”, do których prowadzą dwa poniższe linki (pliki mp3). One ilustrują tragiczne losy naszych Rodaków „zdradzonych o świcie”.
Niech mnie nikt nie usiłuje przekonać, że ktokolwiek z nas ma prawo przebaczyć w ich imieniu katom i tym, którzy poszli na współpracę z katami!
Guziki (plik muzyczny mp3)
Wilki (plik muzyczny mp3)
Zachęcam bardzo — podczas słuchania tych dwóch utworów muzycznych — do jednoczesnego śledzenia tekstu obu wierszy Herberta (w tym celu poniżej wklejam te teksty). Nie przeoczymy wówczas niczego, ani jednego słowa…
Guziki
Pamięci kapitana Edwarda Herberta
Tylko guziki nieugięte
przetrwały śmierć świadkowie zbrodni
z głębin wychodzą na powierzchnię
jedyny pomnik na ich grobie
są aby świadczyć Bóg policzy
i ulituje się nad nimi
lecz jak zmartwychwstać mają ciałem
kiedy są lepką cząstką ziemi
przeleciał ptak przepływa obłok
upada liść kiełkuje ślaz
i cisza jest na wysokościach
i dymi mgłą smoleński las
tylko guziki nieugięte
potężny głos zamilkłych chórów
tylko guziki nieugięte
guziki z płaszczy i mundurów
Wilki
Marii Oberc
Ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
pozostał po nich w kopnym śniegu
żółtawy mocz i ten ślad wilczy
szybciej niż w plecy strzał zdradziecki
trafiła serce mściwa rozpacz
pili samogon jedli nędzę
tak się starali losom sprostać
już nie zostanie agronomem
„Ciemny” a „Świt” – księgowym
„Marusia” – matką, „Grom” – poetą
posiwia śnieg ich młode głowy
nie opłakała ich Elektra
nie pogrzebała Antygona
i będą tak przez całą wieczność
w głębokim śniegu wiecznie konać
przegrali dom swój w białym borze
kędy zawiewa sypki śnieg
nie nam żałować – gryzipiórkom –
i gładzić ich zmierzwioną sierść
ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
został na zawsze w dobrym śniegu
żółtawy mocz i ten trop wilczy
=====
Wreszcie argument za publikacją ostatni, acz nie najmniej ważny: wskazania ewangeliczne, którym dałem wyraz w motcie do tego tekstu, odwołując się do Ewangelii wg Św. Łukasza… Klamrą spinającą moje prace w IPN są słowa Chrystusa: „Prawda was wyzwoli” [J 8, 32].
Pierwotnie publikacja ta miała ujrzeć „światło dzienne” Internetu z okazji wspomnienia Poznańskiego Czerwca 1956 Roku. Stąd poniższe — napisane wówczas — dwa zdania:
Niech mi, rdzennemu mieszkańcowi Poznania, będzie wolno na koniec zwrócić uwagę na nieprzypadkową datę tej — pierwszej na ten temat — publikacji: 28 czerwca.
NB: w tym roku to też jest czwartek!
Jednak publikacja się opóźniła wskutek ostatnich prób przekonania mnie o jej szkodliwości. W dwóch moich spotkaniach z młodym biskupem pomocniczym Archidiecezji Poznańskiej, Damianem Brylem, namawiałem stronę kościelną do wzięcia sprawy w swoje ręce. Jakże znamienne i szlachetne byłoby, gdyby to Ksiądz Arcybiskup (oczywiście po niezbędnych zapewne sprawdzeniach wiarygodności moich badań) opublikował listę tych księży, którzy — z różnych powodów — zdradzili Chrystusa, Kościół i Ojczyznę i podjęli świadomą współpracę ze służbą bezpieczeństwa PRL. To od niego, jako kierującego Kościołem Poznańskim, wierni naszej archidiecezji powinni się o sprawie dowiedzieć! I to już przed wielu laty… Zabiegi bp. Damiana okazały się jednak daremne. Dlatego publikacja ta zbiega się — rozmyślnie z mej strony! — z 100. rocznicą odzyskania niepodległości naszej Ojczyzny.
Tu jest link do listy zarejestrowanych jako osobowe źródła informacji księży Archidiecezji Poznańskiej wg jej stanu na koniec 1986 roku.
Moje badanie oczywiście trwają dalej: oprócz pogłębiania badań nad listą „1986”, zamierzam sprawdzić tych księży, którzy zmarli przed tą datą oraz tych, którzy dopiero kilka lat później zostali wyświęceni. SB bowiem prowadziła swe obrzydliwe łowy także wśród kleryków seminarium!
28-06-2018/11-11-2018
Publikacja powyższego tekstu ma, niestety, przykre dla mnie konsekwencje.
Od jednego z umieszczonych przeze mnie na załączonej wyżej liście księży (zarejestrowanych przez specsłużby PRL jako osobowe źródła informacji), Marcina Węcławskiego, proboszcza Parafii Maryi Królowej w Poznaniu na Wildzie, otrzymałem 8 grudnia 2018 r. maila, w którym – oprócz innych niewybrednych epitetów pod moim adresem – został mi postawiony zarzut, iż jestem publicznym grzesznikiem. Została nadto wyrażona prośba: „by Pan nie przychodził na Msze Święte do kościoła Maryi Królowej”.
Postanowiłem na tak oczywiste i niesprawiedliwe nadużycie władzy kościelnej poskarżyć się Arcybiskupowi Poznańskiemu, Stanisławowi Gądeckiemu, przełożonemu X. Węcławskiego.
Pierwsza skarga, wysłana 20 stycznia 2019 r., pozostała bez odpowiedzi.
Druga skarga, datowana 19 marca br., także do dziś pozostaje bez jakiejkolwiek reakcji.
Nasunęło mi się skojarzenie z niektórymi niechlubnymi poczynaniami Kongregacji Świętego Oficjum, której też zdarzało się walczyć (choć – przyznać trzeba – bardziej aktywnie niż przez „zamilczanie”) z badaniami naukowymi zbyt samodzielnych badaczy. W końcu Święte Oficjum zostało zniesione dopiero w 1965 roku…
30-04-2019
Na opisany wyżej brak reakcji abp. Gądeckiego postanowiłem poskarżyć się do nuncjusza apostolskiego w Polsce, abp. Salvatore Pennacchio.
Reakcja nuncjusza na mój list z 1 maja 2019 r. była do przewidzenia: nie było żadnej reakcji. Wydaje się, że dostojnicy kościelni mają nas, wiernych, w bardzo głębokim poważaniu…
Ostatnią instancją kościelną, do której postanowiłem złożyć w opisywanej tu sprawie swą skargę, był prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa przy Stolicy Apostolskiej, kard. Benjamino Stella.
Skarga – aby uniknąć problemów z tłumaczeniem – została napisana po włosku i wysłałem ją 2 sierpnia 2019 r.
Wklejam jej polskie tłumaczenie.
Reakcja? Do dzisiaj ŻADNEJ!
Wydaje mi się, że w sprawie tej zrobiłem wszystko, co można było.
Każdy dostojnik kościelny, do którego zwracałem się z moimi skargami, miał szansę wykazać się zajęciem stanowiska przede mną, przed obserwatorami tej sprawy, ale przede wszystkim przed Najwyższym Sędzią.
Grzechy zaniedbania są równie ciężkie, jak wszystkie inne!
Od ponad już 5 lat prowadzę w zasobach archiwalnych IPN badania naukowe na temat inwigilacji w PRL wybranych środowisk przez ówczesne służby specjalne.
W najczarniejszych myślach nie potrafiłem wyobrazić sobie, jak bardzo naraziłem się swymi badaniami… komu? No właśnie, komu? Niby żyjemy w zmienionym ustroju politycznym, władzę pełnią (teoretycznie!) niby ludzie bliscy mi ideowo, niby pokonaliśmy zwolenników czasów minionych… Słowo „niby” jest tu jednak kluczowe!
18 listopada 2019 r. IPN poinformował mnie, że mój dostęp do jego Archiwum został zamknięty, prowadzone przeze mnie kwerendy i badania muszę przerwać. Dlaczego? Otóż moja specjalność naukowa nie mieści się wprost w katalogu osób wymienionych w Art. 36 Ustawy o IPN i dlatego składając przed pięciu laty wniosek o zgodę na moje badania do dyrektora oddziału IPN w Poznaniu musiałem załączyć rekomendację pracownika naukowego, którego specjalność naukowa w tym ustawowym zakresie (nauki humanistyczne, społeczne, gospodarka lub prawo) się mieści. Rekomendacji takiej udzielił mi znajomy z czasów „Solidarności”, prof. Stanisław Mikołajczak z Poznania (https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanisław_Mikołajczak). IPN poinformował mnie, że wpłynęło do poznańskiego oddziału pismo prof. Stanisława Mikołajczaka, w którym wycofał swoją dla mnie rekomendację do prowadzenia badań w IPN.
Mogę jedynie domyślać się, pod czyim wpływem ów profesor odwołał swoją rekomendację.
Jako działacz opozycji antykomunistycznej byłem represjonowany z powodów politycznych, ale żeby represje takie miały mnie dosięgać również dzisiaj? I to ze strony byłych działaczy „Solidarności”? WTF?
A tyle mówi się o swobodzie badań naukowych w naszej Ojczyźnie… Jednym z gorących obrońców tej swobody jest przewodniczący Akademickiego Klubu Obywatelskiego w Poznaniu, prof. Mikołajczak!
Słów brak, ręce chciałyby opaść…
PS: Dość szybko znalazł się inny pracownik naukowy w Poznaniu, który stosownej rekomendacji dla mych badań mi udzielił. Po krótkiej przerwie kontynuuję moje kwerendy.
20-01-2020
Krzysztof Borowiak