Nagle potężna eksplozja wstrząsnęła powietrzem. Niewidzialna siła uniosła mnie w górę, wstrząsała mną, rzucała, wirowała niczym liściem podczas jesiennej zawieruchy.
Niemiecki jezuita, o. Hubert Schiffer, był jednym z kilku współbraci, którzy z niewyjaśnionych w naturalny sposób przyczyn przeżyli eksplozję, mimo że mieszkali w samym centrum zniszczeń.
Ośmiu niemieckich jezuitów, pełniących posługę misyjną w Japonii, przeżyło skutki wybuchu bomby atomowej – zarówno te niszczące, bezpośrednie, jak i śmiercionośne następstwa. Byli wśród nich: o. Hubert Schiffer (1915-82), o. Hugo Lassalle (1898-1990), o. Wilhelm Kleinsorge (1907-77) i o. Hubert Cie- ślik.
Godz. 8.16
W poniedziałek, w święto Przemienienia Pańskiego, 6 sierpnia 1945 r. ojciec Hubert Shiffer po odprawieniu porannej Mszy świętej w kościele pw. Matki Bożej Wniebowziętej w Hiroshimie udał się, jak zawsze, na śniadanie na plebanii. Właśnie zaczynał jeść, gdy całą przestrzeń wokół ogarnął niemal oślepiający błysk. Kapłan myślał, że to wybuchł któryś z tankowców, stacjo- nujących w pobliskim porcie. Była godzina 8.16.
Po latach jezuita opowiadał:
Nagle potężna eksplozja wstrząsnęła powietrzem. Niewidzialna siła u- niosła mnie w górę, wstrząsała mną, rzucała, wirowała niczym liściem podczas jesiennej zawieruchy.
Następnym faktem, jaki o. Shiffer sobie przypominał, był widok pustki wokół. Leżał na ziemi, rozglądał się i nie widział żadnych budynków, domów, dwor- ca kolejowego. Wszystko zostało zrównane z ziemią.
Jednak szkody, jakie odniósł na własnym ciele, to zaledwie kilka kawałków szkła utkwionych w karku. Poza tym nie doznał żadnych poważnych urazów ani oparzeń.
Dom misyjny, w którym przebywał ze swymi współbraćmi, znajdował się zaled wie osiem przecznic (ok. 1 kilometra) od centrum zniszczeń – nie było to epi- centrum, bo detonacja „Chłopczyka” (angielska nazwa bomby to Little Boy) nastąpiła na wysokości 580 metrów nad miastem.
Ostał się dom jezuitów oraz częściowo zniszczona katedra – co ciekawe, nietknięte pozostały figury Najświętszego Serca Jezusowego i Niepokalanego Serca Maryi.
Poza tymi dwoma budynkami wkoło zalegały zgliszcza, tworzące przerażają- cą pustynię gruzu i złomu. Nawet nie było zwłok zabitych, te bowiem w tempe raturze 2-3 tysięcy stopni Celsjusza (jaka panowała w tym rejonie) wyparowa ły momentalnie. Jeśli ktoś znajdował się trochę dalej, to się po prostu zwęglił.
Dlaczego ocaleli?
Fakt przeżycia w bliskości wybuchu, a więc przeogromnej temperatury i po- tężnej fali uderzeniowej (1500 km/h), wprawił wszystkich w zdumienie.
Jednakże jeszcze większe zdziwienie wzbudził brak następstw wysokiego od- działywania radioaktywnego. Nie pozostawiano wątpliwości, że organizm po tak dużej dawce napromieniowania obumrze – zacznie się po prostu rozkła- dać, jak to miało miejsce w przypadku tysięcy ofiar następstw wybuchu.
Co do ocalałych jezuitów lekarze konsekwentnie twierdzili, że pojawią się ra- ny i pęcherze. Prawie 200 razy poddawano ich specjalistycznym badaniom, jednak niczego złego nie stwierdzono.
Żaden z księży nie zachorował na chorobę popromienną, a każdy z nich przeżył jeszcze kilkadziesiąt lat.
Przemawiając w amerykańskiej telewizji, o. Hubert Schiffer zaświadczył, że swoje i współbraci ocalenie zawdzięcza Maryi:
W tym domu codziennie był odmawiany wspólnie różaniec. Żyliśmy tu orędziem Fatimy.
Mówi się, że pół roku wcześniej miasto odwiedziło dwóch mistyków ostrzega- jących przed nadejściem wielkich zniszczeń. Wzywali oni do nawrócenia, po- kuty i modlitwy różańcowej. Nawoływali do życia w stanie łaski uświęcającej i częstego przyjmowania sakramentów.
Po ataku okazało się, że bomba została zrzucona o 5 mil od zaplanowanego celu i spadła na dzielnicę zamieszkaną przez katolików.
Podobnie było w Nagasaki, gdzie bomba minęła się z zaplanowanym celem o 3,5 mili. Akurat i te okolice zamieszkiwali katolicy.
Znana jest powszechnie wypowiedź dr. Stephena Rineharta z Departamentu Obrony USA, fizyka, autorytetu w dziedzinie rozszczepiania atomów, jakie się dokonuje w trakcie wybuchów jądrowych:
W odległości jednego kilometra od wybuchu panuje temperatura od dwóch i pół do trzech tysięcy stopni Celsjusza, a fala ciepła uderza z prędkością dźwięku napierając z ciśnieniem większym niż 600 psi [po- nad 40 atmosfer]. Siedziba jezuitów powinna być ponad wszelką wątpli- wość zniszczona.
W takich warunkach nie jest możliwe, aby ktokolwiek przeżył. Nikt nie powinien zostać przy życiu w odległości jednego kilometra. Ani w odle- głości dziesięć razy większej – dziesięć do piętnastu kilometrów od epicentrum wybuchu. Widziałem, jak rozpadały się ceglane ściany szkoły podstawowej.
Sądzę, że zaledwie kilka osób, które nie uległy całkowitemu spaleniu, przeżyło. Ale umarły one na raka w ciągu następnych piętnastu lat.
Widok z epicentrum wybuchu, gdzie znajdował się kiedyś szpital (Shi- ma Hospital), w pobliżu domu jezuitów,pokazuje, że pozostały dwa bu- dynki nietknięte. Sądzę nawet, że w budynkach widoczne były okna.
Jednym z nich był kościół oddalony kilkaset metrów od pierwszego bu- dynku, którego ściany wciąż stały, jedynie zniknął dach.
Departament Obrony nigdy oficjalnie nie skomentował tego wydarze- nia. Przypuszczam, że zostało ono zaklasyfikowane, jednak nigdy nie poruszane w literaturze przedmiotu. Sądzę, że jest możliwe, iż jezuici zostali poproszeni o to, aby nigdy nie wypowiadali się na ten temat.
Krystian Strzelecki
No to nie trzeba być geniuszem geopolityki, żeby zrozumieć że bomby nie minęły celu, a były specjalnie rzucone na dzielnice katolickie. I nie darmo twórca tego Atomowego Małego Chłopczyka, Żyd, Robert Openheimer, podczas pierwszej próby w Newadzie, czytał satanistyczne zaklęcia, z tybetańskich księg (napamięć oczywiście).
PolubieniePolubienie